C1R3

„Nietypowy”



Zapamiętaj, że najgłośniej szczekające pieski są najmniej groźne…

– Kakashi –


To on?
Chris uważnie obserwował nowo przybyłą. Od kiedy tylko zobaczył jej twarz, wyraźniejszą w świetle ulicznej lampy, nie potrafił pozbyć się wrażenia, że już ją kiedyś widział. Bynajmniej nie chodziło o sytuację z pubu sprzed kilkunastu minut. Sądził, że pamiętał ją skądś indziej i, jak na złość, nie mógł sobie przypomnieć, gdzie mogli się wcześniej spotkać.
– Tak sądzę. – Adam obracał głową na boki. Wyglądał wtedy jak pies chcący się lepiej czemuś przypatrzeć. Psy tak mają, że rzucają spojrzenie na obiekt z różnych perspektyw, by łatwiej było im go z czymś skojarzyć. Warrenowi nie za bardzo podobało się, że on wraz z przybyszką spoglądali w taki sposób na niego właśnie.
– Ej, ludzie, o co wam chodzi? – zapytał po chwili, ale jego głos został zagłuszony przez warkot przejeżdżającej nieopodal ciężarówki. Drugi raz, nie wiedzieć czemu, nie odważył się przerwać ich niejasnych rozważań.
– No, nie wiem… Może powinieneś sprawdzić, zanim zaprowadzisz go do Aidena. A nuż okaże się, że to jednak nie ten typek i co wtedy? Nie możemy wymazywać wspomnień każdemu przechodniowi...
Dziewczyna mówiła do Adama, co nie pozostawiało żadnych wątpliwości, iż ta dwójka działała wspólnie. Czymkolwiek było to coś, czym się zajmowali. W rzeczy samej, Chris jakby przestał słuchać, w momencie, w którym ktoś z nich wspomniał o wymazywaniu pamięci... 
– Spokojnie, Elka, to on, więc wyluzuj...
– Nie mów tak do mnie! – obruszyła się i uderzyła go pięścią w ramię. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że chłopak odleciał od niej na kilka metrów. Wpadł na metalowe kubły z odpadkami, przewracając je i rozsypując wokół śmieci.
Nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, Chris wpatrywał się osłupiały, jak Adam powstaje i otrzepuje ubranie z kurzu, chichocząc przy tym w taki sposób, jakby była to najzwyklejsza w świecie zabawa…
Chłopak czuł się, jakby z jego kończyn odpłynęła cała krew. Będąc w niemałym szoku, nie był w stanie zrobić kroku nawet wtedy, gdy Adam powtórnie stanął z „siłaczką” ramię w ramię. Musiało minąć trochę czasu nim zdolny był do wykonania jakiejkolwiek innej czynności, aniżeli tępe gapienie się na dwójkę nieznajomych.
 Niech ci będzie, ale obyś się nie mylił. Głupio byłoby powtórzyć błąd Johna. Chyba nie chcesz skończyć tak jak on! – powiedziała swoje, rzucając Adamowi aluzję. Jakkolwiek skończył wspomniany John, Warren domyślił się, że nie było to z pewnością nic przyjemnego…
Dopiero po chwili zorientował się, że dziewczyna zbliżyła się do niego na tyle, że stanęła przed nim oko w oko.
– Witaj, jestem Elana, ale przyjaciele wołają na mnie Lena, tak po prostu. Miło mi cię poznać. – Jakby nigdy nic wyciągnęła chudą dłoń na powitanie.
Chris chwilę się wahał, jednak uścisnął jej rękę, wiedząc, że niegrzecznie byłoby tego nie zrobić, a po tym, co zobaczył, wolał jej do siebie nie zrazić.
– Tak, hej. Ja Chris – wydukał nieskładnie w odpowiedzi. Po chwili pozbierał się do kupy i dodał: – Wybaczcie, ale na mnie już pora…
Starał się minąć Lenę, ale w odruchu chwyciła za jego nadgarstek. Trzymała mocno, bardzo mocno. Syknął z bólu, mając wrażenie, że jeśli zaraz go nie puści, jego dłoń najzwyczajniej w świecie odpadnie z braku dopływu krwi i… całej reszty.
– Słuchaj… – zaczęła powoli, rozluźniając uścisk, jednak ciągle nie puszczała. – Nie możesz sobie iść, ot tak.
– Dlaczego nie? Po co tu przyszliście? Po mnie? Co ja wam zrobiłem!? – Chris podświadomie unosił głos z każdym wyrazem, nie zdając sobie sprawy, że ostatnie zdanie wykrzyczał jej w twarz.
– Przestań w końcu dramatyzować. – Adam włączył się do rozmowy. Pociągający urok, którym ujął Chrisa wcześniej w klubie, zniknął i został zastąpiony przez wątpliwie szczery uśmieszek. Mężczyzna stał oparty o ścianę będącą pozostałością po murze z czerwonej cegły, który musiał stać tu jakiś czas temu. Czując, że Elana jeszcze bardziej poluźniła chwyt, zdołał wyrwać się z uścisku jej smukłych, zimnych palców. Cofnął się kilka kroków, by móc objąć spojrzeniem ich oboje.
– Czego chcecie?
– Chcemy ci… – zaczęła dziewczyna, jednak Adam wszedł jej w słowo.
– Pokazać ci sztuczkę? – zapytał Chrisa, ale nie czekał na odpowiedź. Podszedł bliżej i stanął najwyżej dwa i pół metra od chłopaka. Podciągnął koszulkę do góry, wskazując na nieduży pieprzyk na brzuchu. Zanim Chris zorientował się, co się stało, było już po wszystkim…
Adam, wbił w swoje ciało chowany w kieszeni scyzoryk i wydłubał ze skóry czarną plamkę. Polała się krew. Nic w tym dziwnego, bo Warren zdążył w myślach ocenić, że ostrze było na tyle długie, że na pewno zraniło przy okazji jakiś wewnętrzny organ.
– Jesteś porąbany! – Chłopak nie hamował słów. Odwrócił się od Adama, bo widok ściekającej po ciele krwi i kłutej rany przyprawiał go o mdłości.
– Możliwe. Ale policz teraz do dziesięciu, uspokój się.
Nie potrafił się uspokoić… Mężczyzna nawet nie jęknął z bólu ani kiedy wkłuł w siebie nóż, ani gdy wydrapywał znamię, ani wtedy, gdy wycofywał z ciała umazaną w karmazynie głownię.
– Zaraz zwymiotuję… – jęknął pod nosem Chris. Przygotowywał się mentalnie do tego, co, jak sądził, na pewno kiedyś się wydarzy.
– Policzone? – Alex ciągnął swoje. Wyciągnął chusteczkę higieniczną z kieszeni spodni, napluł na nią, by zwilżyć papier, po czym obmył nieco miejsce cięcia.
Chris wpatrywał się w część brzucha, w której powinna znajdować się głęboka szrama. Przecierał oczy, a nawet podszedł i dotknął ciała mężczyzny, by upewnić się, że nie ma omamów.
– Kim wy jesteście? – wychrypiał, prawie niezdolny do mówienia normalnym głosem. Cofał się, aż poczuł za sobą zimny mur. Dotknął cegieł palcami, mając nadzieję, że bijący od nich chłód jakoś załagodzi kołatanie serca. Jeździł palcami wskazującymi po ich chropowatej powierzchni, często napotykając na swojej drodze kępki mchu. Relaksował się.
– O tym właśnie chcemy z tobą pogadać…
Lena uśmiechnęła się zachęcająco, mając nadzieję, że reszta jej zadania to tylko formalność i chłopak zdolny będzie dopowiedzieć sobie końcówkę. Christoph miał jednak co innego w głowie. Nie potrafił znaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia, jak to możliwe, że rana Adama po prostu zniknęła!
– Niedobrze mi… – powiedział Chris, ale zamiast wyrzucić z siebie to, co leżało mu na żołądku, nieprzytomny padł na ziemię. „No, kurwa, nie żartuj sobie ze mnie” było ostatnim, co usłyszał. Leżąc na betonie, przez chwilę jeszcze miał otwarte oczy, ale nie był pewien, czy to, co widział, było snem czy jawą, a zobaczył zbliżającego się do niego Adama.

(o)

Mówi się, że sen jest po to, aby ciało mogło odpocząć. Ale jeśli sen jest świadomy, wtedy przeszkadza to w odpoczynku. I choć śnisz, zdajesz sobie sprawę, że większość z tego, co przeżywasz, nie jest prawdziwe. Mimo to starasz się najlepiej, jak tylko możesz, żeby przetrwać i wyjść bez szwanku; obudzić się i żyć dalej, jakby nigdy nic. Świadomy sen to taki trochę koszmar. Wydaje się nierealny, ale i tak gnębi umysł. Chyba mam to teraz…
Poranne promienie słońca wpadały z wiatrem przez duże, otwarte na oścież okno. Długie do ziemi, białe firany falowały w powietrzu, nie dotykając drewnianej podłogi.
Christoph otworzył oczy, przeciągając się leniwie, spoczywając na dużym, miękkim materacu. Spojrzał na sufit, starając przypomnieć sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Kiedy zdał sobie sprawę z tego, co się wydarzyło, z impetem podniósł się na łokciach. Przeszywający ból, który poczuł w ramionach, wymógł na nim, by położył się ponownie. Spojrzał przed siebie, ale nie miał nawet siły, by zastanawiać się, czym są przezroczyste cewniki podpięte do wenflonów wkłutych w jego ciało. Ale kiedy się odpowiednio skupił, zdawało mu się, że potrafił wyczuć plastikowe rurki wewnątrz żył. Przeszkadzały mu, ale nie dlatego, że podawano mu przezeń jakieś środki. Odczuwał innego rodzaju dyskomfort, jednak nie był w stanie jednoznacznie zdefiniować jego źródła.
Położył głowę na chłodnej poduszce i obserwował malowidło na suficie, na którym rozgrywały się naprawdę dziwne sceny… Sufit był czarny, a kolory, jakich użyto do przedstawienia poszczególnych wydarzeń, wahały się między bielą a szarością. Sam środek zdobił srebrny dysk o niedużej średnicy. Chwilę zajęło Warrenowi, żeby przekonać się, iż jest to osobna ozdoba, dodana już po namalowaniu fresku. W każdym razie, spod tego dysku rozchodziły się na całej linii okręgu podłużne, siwe linie. Miało się wrażenie, że to promienie, a kamienny krążek wewnątrz nich jarzy się wymyślonym przez artystę blaskiem. Każdy z promieni na przeciwległym końcu przeszywał jak strzała jakiś ciemny obiekt. Zarys sylwetki bez twarzy, ale za to z różnej wielkości białymi plamami w okolicach oczu i ust. Gdyby była to scena sakralna, prawdopodobnie odnosiłaby się do demonów zwalczanych przez moc światłości. Ale nic nie wskazywało na to, aby była to jedna z takowych. Żadnego anioła, żadnego diabła, bynajmniej nie w takiej postaci, w jakiej opowiada się o nich w kościele.
Niemniej jednak, pojawił się tam i demon, choć nie od razu Chris odgadnął, że o to właśnie chodziło. W rogu namalowane zostało białe zwierzę. Kształtem przypominało psa, ale miało trzy ogony, z czego środkowy był największy – był tak długi, że zawijał się pod właściciela, który siedział na nim, zupełnie jak na puchatej poduszce, dumnie wypychając pierś do przodu. Źrenice jego podłużnych oczu były niebieskie. Co było zaskoczeniem dla chłopaka, który nie dostrzegł wcześniej wśród czarno-białej scenerii żadnego innego koloru. Zaczął przyglądać się zwierzęciu z większą uwagą, ale nie znalazł nic, co jakoś naprowadziłoby go na trop uzasadniający użycie błękitnej barwy w tym konkretnym przypadku. Zauważył, że zwierzę miało zeza. Przynajmniej tak to wyglądało, bo jednym okiem zerkało na dysk, a drugim na czarne sylwetki, które przebijały „promienie”.

(o)

Kiedy Christoph ponownie się obudził, okno było już zamknięte. Przez szybę zauważył, że księżyc wisi wysoko na bezgwiezdnym niebie. Zbliżała się pełnia, o czym świadczył zapełniający się garb – faza księżyca tuż przed fulem.
Zacisnął dłonie w pięści, oceniając, czy ma wystarczająco siły, by wstać w końcu z łóżka. Udało mu się i to bez większych trudności. Równocześnie spostrzegł, że nie odczuwał już tego dziwnego mrowienia w ciele. Powoli podniósł się do pozycji siedzącej pozycji i przyjrzał sobie uważnie. W celu upewnienia się, że się nie mylił, zaczął dotykać swojego ciała. Rzeczywiście, po drenażu nie było śladu, a jemu wróciły siły.
Co zabawne, dopiero gdy powrócił jego młodzieńczy wigor, zaczął się zastanawiać, denerwować, niepokoić o to, co się z nim działo od czasu wizyty w klubie do momentu, w którym przebudził się w nieznanym pomieszczeniu. Oparł ręce za plecami i odchylił głowę do tyłu, oddychając głęboko. Przez chwilę trzymał powieki zamknięte, starając się uspokoić myśli. Kiedy ponownie otworzył oczy, zauważył przed sobą coś dziwnego... Nie spuszczając wzroku z widoku przed sobą, wstał z łóżka i okręcił się wokół własnej osi, chcąc się lepiej przyjrzeć i sprawdzić, czy aby nie miał omamów.
Oglądany wcześniej za dnia obraz na suficie zmienił się. Teraz przedstawiał białe postacie z czarnymi plamami w miejscach twarzy w rękach trzymające liny, którymi obwiązany był kamienny dysk. I może nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że pies, który wcześniej grzecznie siedział w roku, teraz kroczył między tymi sylwetkami, łypiąc na nie groźnie swoimi czerwonymi ślepiami…
– Co do jasnej cholery – wyrwało się chłopakowi, ale zamilkł, kiedy to samo zwierzę spojrzało na niego uważnie, po czym zeskoczyło z sufitu, lądując przed nim i szczerząc swoje ostre zęby. Chwilę mierzyli się spojrzeniami, a kiedy stworzenie skoczyło w jego stronę, Chris zmrożony jego widokiem upadł, zamykając oczy i zasłaniając twarz rękoma. Mimo tego, przed oczami miał obraz lądującego na nim zwierzęcia, które przy bliższym poznaniu, okazywało się być lisem. Nad wyraz dużym lisem…
Nie poczuł ugryzienia, ale rozchodzący się po czubku głowy ból konkretnie dawał o sobie znać. Chłopak otworzył oczy i ku swojemu zaskoczeniu spostrzegł, że nachyla się nad nim Adam.
– Wszystko z tobą okay? – zapytała dziewczyna stojąca obok mężczyzny.
– Gdzie ja jestem?
– Jak to gdzie. Blackbull Jam, kojarzysz? – usłyszał w odpowiedzi. – Chyba rąbnął się w głowę. – Adam zwrócił się do Leny, która z uwagą przyglądała się im obojgu.
Chris zakrył dłońmi twarz, rozumiejąc, że fresk, łóżko, lis, to wszystko było tylko częścią jakiegoś głupiego snu. Do jego nosa wdzierał się zapach ziemi zmieszanej z krwią. Jego okaleczone dłonie były brudne i mokre od potu, co potęgowało denerwujące uczucie swędzenia – dziwnie znajome, swoją drogą.
– Chodź, musisz się oczyścić. – Adam wstał i pomógł Warrenowi się podnieść. Chris przez chwilę miał problem ze złapaniem równowagi, jednak szybko się opanował. Chłopak, tyle na ile był w stanie, otrzepał swoje ubranie z kurzu, nim ruszył za Adamem z powrotem w stronę wnętrza dyskoteki. Obejrzał się na chwilę, żeby sprawdzić, czy Lena idzie za nimi, jednak po dziewczynie nie został żaden ślad. Zupełnie tak, jakby jej tam w ogóle nie było.
– Tak w ogóle – zaczął Adam – to trochę cię okłamałem.
Chris zmrużył powieki, starając się wykombinować, co chodziło po głowie jego rozmówcy.
– Tak naprawdę to nie nazywam się Adam.
Mężczyzna bez uprzedzenia stanął w miejscu, a idący za nim Chris wpadł na niego i odbił się od jego pleców. Cofnął się kilka kroków, rozmasowując bolący nos.
– Chyba nie rozumiem – rzucił Warren lekceważąco, mając za złe towarzyszowi, że ten nie ostrzegł go wcześniej o tym, że zamierzał przystanąć.
– Nie byłem pewien, czy ty to naprawdę ty. W sensie ten, który jest nam potrzebny, więc nie chciałem się jakoś specjalnie ujawniać. Poza tym bardzo lubię wchodzić w role... – Mówiąc to, mężczyzna oparł dłonie na biodrach, uśmiechając się figlarnie. Jego oczy zabłysnęły w świetle odbitym przez jedną z dyskotekowych kul.
Ta kula pasowała do pubu jak piernik do wiatraka, ale z szacunku do Briana i Tylera nie skomentował tego wcześniej. W każdym razie, patrząc na Adama, Chrisowi przypominał się jeden z mniej znanych hollywoodzkich aktorów, którego spotkał kiedyś na premierze filmu – tandetnej komedii romantycznej, na którą zaciągnął go Brian. Do czasu seansu Chris wierzył, że z kumplem zobaczą maraton „Władcy Pierścieni” w wersji edytorskiej.
– Okay, niech będzie. Więc… kim jesteś, jeśli wolno o to spytać?
– Alex. – Mężczyzna wyszczerzył się, odsłaniając białe, zadbane zęby.
– Niech będzie. Tak w ogóle, gdzie ty mnie prowadzisz? – zapytał Christoph, kiedy minęli toalety i zmierzali ku drzwiom frontowym. Idąc do wyjścia, Warren rozglądał się w poszukiwaniu przyjaciół, z którymi przybył, ale nie było po nich śladu.
– Poszli do domu – usłyszał Alexa. Chłopak faktycznie zastanawiał się nad tym, czy kumple byliby zdolni to tego, by zostawić go tak bez słowa. Rozważał wszelkie prawdopodobieństwa, ale skąd niby miał wiedzieć to ten typek przed nim?!
– Co…? – odrzekł, przeciągając sylabę. Czuł się nader bezpiecznie w tego typu odzywkach. Zaśmiał się w duchu, stwierdzając, że sam też nieźle wypadał w aktorskim fachu.
– Twoi gejowscy kumple.
– Skąd wiesz? – Chrisowi opadła szczęka. Bo też, skąd niby wiedział? Cały czas był przecież z nim.
– Wysłałeś im pożegnalną wiadomość.
– Co? Nieprawda! – A może?! Sam już nie wiedział, które z wieczornych wydarzeń wydarzyły się naprawdę, a które były wytworem jego wybujałej wyobraźni. Już sięgał po telefon, kiedy Alex ponownie się odezwał:
– Fakt. To ja im napisałem, ale z twojego numeru, więc to prawie jak ty.
Śmiech blondyna kompletnie zagłuszył rozżalony lament Christopha, który ostatecznie nie dowiedział się, dokąd zmierzali. Podświadomość podpowiadała mu jednak, że  dobrze robi, krocząc za praktycznie nieznanym sobie mężczyzną. Co jak co, ale spośród wielu różnych emocji, których doświadczył tego wieczora, pewność, iż nic mu nie zagraża, gdy był z Alexem lub Leną, stanowiła dla niego dziwnego rodzaju pewnik. Przynajmniej do momentu, kiedy obaj stanęli przy rzece, tuż przy rozlatującym się rekreacyjnym hydrolocie marki De Havilland Canada, o którego płozy opierał się nie kto inny, tylko Elana.

10 komentarzy:

  1. Hah, i tak sporo tych wielokropków w pierwszej czesci, tak rzuciłam okiem :D w zakończeniu tez jakoś nie widze nic nowego, nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiąc "zakończenie",wcale nie miałem na myśli samej końcówki, jakby co ;)

      Usuń
    2. Tak juz wiem ;D fragment z psem i freskiem zdecydowanie na plus, choc nadal mnie śmieszy, ze Adam/Alex uznał, ze trzeba wejść w taka, a nie inna role. Ogolnie coraz lepiej piszesz, ale zdarzają sie od czasu do czasu te dziwne sformułowania, jak trzymanie powiek na przykład :D dodałam wczoraj nowosc na Niezależności ;)

      Usuń
  2. Dzień dobry. :)

    Skomentowałam pierwszy prolog (albo nawet jedyny) i cofnęłam się do spisu treści. Mam więc kilka pytań.

    To będzie jedna historia? Ten sam wątek, główny bohater? Czy trzy, tylko jakoś powiązane z bractwem?

    Miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, w zakładce tyle miłych słów o (Teen Wolf). Już Cię lubię. :)

      Usuń
    2. Witaj :)
      Szczerze, wydawało mi się, że odpowiedziałem już na twój komentarz, ale widzę, że przez telefon niespecjalnie zechciał się dodać, dlatego już tłumaczę - wybacz, że po takim czasie.

      - prolog jest tylko jeden, ponieważ historia została kompletnie przemieniona. Niemniej poprzedni na pewno jeszcze trafi na tablicę z postami, bo ma w sobie dobrze rozpisaną "historię" youkai, o której kiedyś musi się dowiedzieć Chris. Zapewne zostanie wzbogacony o pewne kwestie, ale nie planuję szczególnie dużych zmian.
      - tak, historia będzie jedna. W Prologu zastosowałem dwa chwyty - jeden to narracja pierwszoosobowa, która będzie się pojawiać jako wstawki. Moim zdaniem, osoba wydarzeń to jedyna, która jest w stanie opisać towarzyszące temu uczucia w sposób przekonujący.
      Drugi myk to zastosowanie perspektywy czasu. Wydarzenia z prologu dzieją się później niż czas akcji dotychczasowych rozdziałów. Wszystko zostanie wytłumaczone w swoim czasie i zapewniam, że będzie to miało ręce i nogi, kiedy dojdzie do wyjaśnienia ;)

      Tak, Teen Wolf! :3

      Usuń
  3. Mam nadzieje, ze nie masz mi za zle?
    Hehe, przeciez zawsze mozna zrzucić winę na alkohol!
    Uwiera mnie tunel, do tego chce mi się szczać, ale nie zrobie tego; mam przeczytac to opko! I skomciować.
    Właśnie sobie uświadomiłem, że dobrze, że jestem bezpłodny, bo biorąc poprawkę na swoją nieodpowiedzialność, to płodzenie dzieci w moim wydaniu skończyłoby się... źle.
    Wracając do rozdziału...
    Warrenowi nie za bardzo podobało się, że on wraz z przybyszką spoglądali w taki sposób na niego właśnie. w jaki sposób? Chcą mu zaproponować trójkąt?
    Nie patrz tak na mnie. Moja współlokatorka stanowczo odmówiła.
    No, nie wiem…No, ja też nie wiem...
    (Nie pytaj, co miałem wtedy na myśli)
    – Witaj, jestem Elana, ale przyjaciele wołają na mnie Lena, tak po prostu. Jezu, znowu ta Lena-kurwa.
    Adam, wbił w swoje ciało chowany w kieszeni scyzoryk i wydłubał ze skóry czarną plamkę. Polała się krew. Nic w tym dziwnego, bo Warren zdążył w myślach ocenić, że ostrze było na tyle długie, że na pewno zraniło przy okazji jakiś wewnętrzny organ.
    – Jesteś porąbany! – Chłopak nie hamował słów. Odwrócił się od Adama, bo widok ściekającej po ciele krwi i kłutej rany przyprawiał go o mdłości.
    – Możliwe. Ale policz teraz do dziesięciu, uspokój się.
    Ahahaha, no naprawdę, dzięki za radę, ziomuś. xD
    Zjadłbym pizzę, tak swoją drogą.
    Zauważył, że zwierzę miało zeza. xDDD
    Nie wiem czemu, ale rozbawiło mnie to zdanie.
    Czy jesteś mną bardzo zażenowany?
    Kiedy Christoph ponownie się obudził, okno było już zamknięte. Przez szybę zauważył, że księżyc wisi wysoko na bezgwiezdnym niebie. Zbliżała się pełnia, o czym świadczył zapełniający się garb – faza księżyca tuż przed fulem. Och, pełnia, wspaniałe, ja czytam ten rozdział podczas pełni.
    Powinienem zacząć pisać stan badań, a czytam twoje opko. Doceń to!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie poczuł ugryzienia, ale rozchodzący się po czubku głowy ból konkretnie dawał o sobie znać. Chłopak otworzył oczy i ku swojemu zaskoczeniu spostrzegł, że nachyla się nad nim Adam.
      – Wszystko z tobą okay? – zapytała dziewczyna stojąca obok mężczyzny.
      – Gdzie ja jestem?
      – Jak to gdzie. Blackbull Jam, kojarzysz? – usłyszał w odpowiedzi. – Chyba rąbnął się w głowę. – Adam zwrócił się do Leny, która z uwagą przyglądała się im obojgu.
      o matko ale faza

      Usuń
    2. Właśnie! O ten trójkąt mi chodziło ;D To nie mogła być moja idea, aczkolwiek jeszcze nie wszystko stracone...

      Stan badań czego? I do czego?

      Usuń