„Nietypowy”
Zapamiętaj, że najgłośniej szczekające pieski są najmniej groźne…
– Kakashi
–
– To on?
Chris uważnie obserwował nowo
przybyłą. Od kiedy tylko zobaczył jej twarz, wyraźniejszą w świetle ulicznej
lampy, nie potrafił pozbyć się wrażenia, że już ją kiedyś widział. Bynajmniej
nie chodziło o sytuację z pubu sprzed kilkunastu minut. Sądził, że pamiętał ją
skądś indziej i, jak na złość, nie mógł sobie przypomnieć, gdzie mogli się
wcześniej spotkać.
– Tak sądzę. – Adam obracał głową na
boki. Wyglądał wtedy jak pies chcący się lepiej czemuś przypatrzeć. Psy tak
mają, że rzucają spojrzenie na obiekt z różnych perspektyw, by łatwiej było im
go z czymś skojarzyć. Warrenowi nie za bardzo podobało się, że on wraz z
przybyszką spoglądali w taki sposób na niego właśnie.
– Ej, ludzie, o co wam chodzi? –
zapytał po chwili, ale jego głos został zagłuszony przez warkot przejeżdżającej
nieopodal ciężarówki. Drugi raz, nie wiedzieć czemu, nie odważył się przerwać
ich niejasnych rozważań.
– No, nie wiem… Może powinieneś sprawdzić,
zanim zaprowadzisz go do Aidena. A nuż okaże się, że to jednak nie ten typek i
co wtedy? Nie możemy wymazywać wspomnień każdemu przechodniowi...
Dziewczyna mówiła do Adama, co nie
pozostawiało żadnych wątpliwości, iż ta dwójka działała wspólnie. Czymkolwiek
było to coś, czym się zajmowali. W rzeczy samej, Chris jakby przestał słuchać, w momencie, w którym ktoś z nich wspomniał o wymazywaniu pamięci...
– Spokojnie, Elka, to on, więc
wyluzuj...
– Nie mów tak do mnie! – obruszyła
się i uderzyła go pięścią w ramię. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie
fakt, że chłopak odleciał od niej na kilka metrów. Wpadł na metalowe kubły z
odpadkami, przewracając je i rozsypując wokół śmieci.
Nie mogąc wydusić z siebie ani słowa,
Chris wpatrywał się osłupiały, jak Adam powstaje i otrzepuje ubranie z kurzu,
chichocząc przy tym w taki sposób, jakby była to najzwyklejsza w świecie
zabawa…
Chłopak czuł się, jakby z jego
kończyn odpłynęła cała krew. Będąc w niemałym szoku, nie był w stanie zrobić
kroku nawet wtedy, gdy Adam powtórnie stanął z „siłaczką” ramię w ramię.
Musiało minąć trochę czasu nim zdolny był do wykonania jakiejkolwiek innej
czynności, aniżeli tępe gapienie się na dwójkę nieznajomych.
– Niech ci będzie,
ale obyś się nie mylił. Głupio byłoby powtórzyć błąd Johna. Chyba nie chcesz
skończyć tak jak on! – powiedziała swoje, rzucając Adamowi aluzję. Jakkolwiek
skończył wspomniany John, Warren domyślił się, że nie było to z pewnością nic
przyjemnego…
Dopiero po chwili zorientował się, że
dziewczyna zbliżyła się do niego na tyle, że stanęła przed nim oko w oko.
– Witaj, jestem Elana, ale
przyjaciele wołają na mnie Lena, tak po prostu. Miło mi cię poznać. – Jakby
nigdy nic wyciągnęła chudą dłoń na powitanie.
Chris chwilę się wahał, jednak
uścisnął jej rękę, wiedząc, że niegrzecznie byłoby tego nie zrobić, a po tym,
co zobaczył, wolał jej do siebie nie zrazić.
– Tak, hej. Ja Chris – wydukał
nieskładnie w odpowiedzi. Po chwili pozbierał się do kupy i dodał: –
Wybaczcie, ale na mnie już pora…
Starał się minąć Lenę, ale w odruchu
chwyciła za jego nadgarstek. Trzymała mocno, bardzo mocno. Syknął z bólu, mając
wrażenie, że jeśli zaraz go nie puści, jego dłoń najzwyczajniej w świecie
odpadnie z braku dopływu krwi i… całej reszty.
– Słuchaj… – zaczęła powoli,
rozluźniając uścisk, jednak ciągle nie puszczała. – Nie możesz sobie iść, ot tak.
– Dlaczego nie? Po co tu
przyszliście? Po mnie? Co ja wam zrobiłem!? – Chris podświadomie unosił głos z
każdym wyrazem, nie zdając sobie sprawy, że ostatnie zdanie wykrzyczał jej w
twarz.
– Przestań w końcu dramatyzować. –
Adam włączył się do rozmowy. Pociągający urok, którym ujął Chrisa wcześniej w klubie,
zniknął i został zastąpiony przez wątpliwie szczery uśmieszek. Mężczyzna stał
oparty o ścianę będącą pozostałością po murze z czerwonej cegły, który musiał
stać tu jakiś czas temu. Czując, że Elana jeszcze bardziej poluźniła chwyt,
zdołał wyrwać się z uścisku jej smukłych, zimnych palców. Cofnął się kilka
kroków, by móc objąć spojrzeniem ich oboje.
– Czego chcecie?
– Chcemy ci… – zaczęła dziewczyna,
jednak Adam wszedł jej w słowo.
– Pokazać ci sztuczkę? – zapytał
Chrisa, ale nie czekał na odpowiedź. Podszedł bliżej i stanął najwyżej dwa i
pół metra od chłopaka. Podciągnął koszulkę do góry, wskazując na nieduży
pieprzyk na brzuchu. Zanim Chris zorientował się, co się stało, było już po
wszystkim…
Adam, wbił w swoje ciało chowany w
kieszeni scyzoryk i wydłubał ze skóry czarną plamkę. Polała się krew. Nic w tym
dziwnego, bo Warren zdążył w myślach ocenić, że ostrze było na tyle długie, że
na pewno zraniło przy okazji jakiś wewnętrzny organ.
– Jesteś porąbany! – Chłopak nie
hamował słów. Odwrócił się od Adama, bo widok ściekającej po ciele krwi i
kłutej rany przyprawiał go o mdłości.
– Możliwe. Ale policz teraz do
dziesięciu, uspokój się.
Nie potrafił się uspokoić… Mężczyzna
nawet nie jęknął z bólu ani kiedy wkłuł w siebie nóż, ani gdy wydrapywał
znamię, ani wtedy, gdy wycofywał z ciała umazaną w karmazynie głownię.
– Zaraz zwymiotuję… – jęknął pod
nosem Chris. Przygotowywał się mentalnie do tego, co, jak sądził, na pewno
kiedyś się wydarzy.
– Policzone? – Alex ciągnął swoje.
Wyciągnął chusteczkę higieniczną z kieszeni spodni, napluł na nią, by zwilżyć
papier, po czym obmył nieco miejsce cięcia.
Chris wpatrywał się w część brzucha,
w której powinna znajdować się głęboka szrama. Przecierał oczy, a nawet
podszedł i dotknął ciała mężczyzny, by upewnić się, że nie ma omamów.
– Kim wy jesteście? – wychrypiał,
prawie niezdolny do mówienia normalnym głosem. Cofał się, aż poczuł za sobą
zimny mur. Dotknął cegieł palcami, mając nadzieję, że bijący od nich chłód
jakoś załagodzi kołatanie serca. Jeździł palcami wskazującymi po ich
chropowatej powierzchni, często napotykając na swojej drodze kępki mchu.
Relaksował się.
– O tym właśnie chcemy z tobą
pogadać…
Lena uśmiechnęła się zachęcająco,
mając nadzieję, że reszta jej zadania to tylko formalność i chłopak zdolny będzie
dopowiedzieć sobie końcówkę. Christoph miał jednak co innego w głowie. Nie
potrafił znaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia, jak to możliwe, że rana Adama
po prostu zniknęła!
– Niedobrze mi… – powiedział Chris,
ale zamiast wyrzucić z siebie to, co leżało mu na żołądku, nieprzytomny padł na
ziemię. „No, kurwa, nie żartuj sobie ze mnie” było ostatnim, co usłyszał. Leżąc
na betonie, przez chwilę jeszcze miał otwarte oczy, ale nie był pewien, czy to,
co widział, było snem czy jawą, a zobaczył zbliżającego się do niego Adama.
(o)
Mówi się, że sen jest po to, aby
ciało mogło odpocząć. Ale jeśli sen jest świadomy, wtedy przeszkadza to w
odpoczynku. I choć śnisz, zdajesz sobie sprawę, że większość z tego, co
przeżywasz, nie jest prawdziwe. Mimo to starasz się najlepiej, jak tylko
możesz, żeby przetrwać i wyjść bez szwanku; obudzić się i żyć dalej, jakby
nigdy nic. Świadomy sen to taki trochę koszmar. Wydaje się nierealny, ale
i tak gnębi umysł. Chyba mam to teraz…
Poranne promienie słońca wpadały z
wiatrem przez duże, otwarte na oścież okno. Długie do ziemi, białe firany
falowały w powietrzu, nie dotykając drewnianej podłogi.
Christoph otworzył oczy, przeciągając
się leniwie, spoczywając na dużym, miękkim materacu. Spojrzał na sufit,
starając przypomnieć sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Kiedy zdał sobie
sprawę z tego, co się wydarzyło, z impetem podniósł się na łokciach.
Przeszywający ból, który poczuł w ramionach, wymógł na nim, by położył się
ponownie. Spojrzał przed siebie, ale nie miał nawet siły, by zastanawiać się,
czym są przezroczyste cewniki podpięte do wenflonów wkłutych w jego ciało. Ale
kiedy się odpowiednio skupił, zdawało mu się, że potrafił wyczuć plastikowe
rurki wewnątrz żył. Przeszkadzały mu, ale nie dlatego, że podawano mu przezeń
jakieś środki. Odczuwał innego rodzaju dyskomfort, jednak nie był w stanie
jednoznacznie zdefiniować jego źródła.
Położył głowę na chłodnej poduszce i
obserwował malowidło na suficie, na którym rozgrywały się naprawdę dziwne
sceny… Sufit był czarny, a kolory, jakich użyto do przedstawienia
poszczególnych wydarzeń, wahały się między bielą a szarością. Sam środek zdobił
srebrny dysk o niedużej średnicy. Chwilę zajęło Warrenowi, żeby przekonać się,
iż jest to osobna ozdoba, dodana już po namalowaniu fresku. W każdym razie,
spod tego dysku rozchodziły się na całej linii okręgu podłużne, siwe linie.
Miało się wrażenie, że to promienie, a kamienny krążek wewnątrz nich jarzy się
wymyślonym przez artystę blaskiem. Każdy z promieni na przeciwległym końcu
przeszywał jak strzała jakiś ciemny obiekt. Zarys sylwetki bez twarzy, ale za
to z różnej wielkości białymi plamami w okolicach oczu i ust. Gdyby była to
scena sakralna, prawdopodobnie odnosiłaby się do demonów zwalczanych przez moc
światłości. Ale nic nie wskazywało na to, aby była to jedna z takowych. Żadnego
anioła, żadnego diabła, bynajmniej nie w takiej postaci, w jakiej opowiada się
o nich w kościele.
Niemniej jednak, pojawił się tam i
demon, choć nie od razu Chris odgadnął, że o to właśnie chodziło. W rogu namalowane
zostało białe zwierzę. Kształtem przypominało psa, ale miało trzy ogony, z czego
środkowy był największy – był tak długi, że zawijał się pod właściciela, który
siedział na nim, zupełnie jak na puchatej poduszce, dumnie wypychając pierś do
przodu. Źrenice jego podłużnych oczu były niebieskie. Co było zaskoczeniem dla
chłopaka, który nie dostrzegł wcześniej wśród czarno-białej scenerii żadnego
innego koloru. Zaczął przyglądać się zwierzęciu z większą uwagą, ale nie
znalazł nic, co jakoś naprowadziłoby go na trop uzasadniający użycie błękitnej
barwy w tym konkretnym przypadku. Zauważył, że zwierzę miało zeza. Przynajmniej
tak to wyglądało, bo jednym okiem zerkało na dysk, a drugim na czarne sylwetki,
które przebijały „promienie”.
(o)
Kiedy Christoph ponownie się obudził,
okno było już zamknięte. Przez szybę zauważył, że księżyc wisi wysoko na
bezgwiezdnym niebie. Zbliżała się pełnia, o czym świadczył zapełniający się
garb – faza księżyca tuż przed fulem.
Zacisnął dłonie w pięści, oceniając,
czy ma wystarczająco siły, by wstać w końcu z łóżka. Udało mu się i to bez
większych trudności. Równocześnie spostrzegł, że nie odczuwał już tego dziwnego
mrowienia w ciele. Powoli podniósł się do pozycji siedzącej pozycji i przyjrzał
sobie uważnie. W celu upewnienia się, że się nie mylił, zaczął dotykać swojego
ciała. Rzeczywiście, po drenażu nie było śladu, a jemu wróciły siły.
Co zabawne, dopiero gdy powrócił jego
młodzieńczy wigor, zaczął się zastanawiać, denerwować, niepokoić o to, co się z
nim działo od czasu wizyty w klubie do momentu, w którym przebudził się w
nieznanym pomieszczeniu. Oparł ręce za plecami i odchylił głowę do tyłu,
oddychając głęboko. Przez chwilę trzymał powieki zamknięte, starając się
uspokoić myśli. Kiedy ponownie otworzył oczy, zauważył przed sobą coś
dziwnego... Nie spuszczając wzroku z widoku przed sobą, wstał z łóżka i okręcił
się wokół własnej osi, chcąc się lepiej przyjrzeć i sprawdzić, czy aby nie miał
omamów.
Oglądany wcześniej za dnia obraz na
suficie zmienił się. Teraz przedstawiał białe postacie z czarnymi plamami w
miejscach twarzy w rękach trzymające liny, którymi obwiązany był kamienny dysk.
I może nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że pies, który
wcześniej grzecznie siedział w roku, teraz kroczył między tymi sylwetkami,
łypiąc na nie groźnie swoimi czerwonymi ślepiami…
– Co do jasnej cholery – wyrwało się chłopakowi, ale zamilkł,
kiedy to samo zwierzę spojrzało na niego uważnie, po czym zeskoczyło z sufitu,
lądując przed nim i szczerząc swoje ostre zęby. Chwilę mierzyli się
spojrzeniami, a kiedy stworzenie skoczyło w jego stronę, Chris zmrożony jego
widokiem upadł, zamykając oczy i zasłaniając twarz rękoma. Mimo tego, przed
oczami miał obraz lądującego na nim zwierzęcia, które przy bliższym poznaniu,
okazywało się być lisem. Nad wyraz dużym lisem…
Nie poczuł ugryzienia, ale
rozchodzący się po czubku głowy ból konkretnie dawał o sobie znać. Chłopak
otworzył oczy i ku swojemu zaskoczeniu spostrzegł, że nachyla się nad nim Adam.
– Wszystko z tobą okay? – zapytała
dziewczyna stojąca obok mężczyzny.
– Gdzie ja jestem?
– Jak to gdzie. Blackbull Jam,
kojarzysz? – usłyszał w odpowiedzi. – Chyba rąbnął się w głowę. – Adam zwrócił
się do Leny, która z uwagą przyglądała się im obojgu.
Chris zakrył dłońmi twarz, rozumiejąc,
że fresk, łóżko, lis, to wszystko było tylko częścią jakiegoś głupiego snu. Do
jego nosa wdzierał się zapach ziemi zmieszanej z krwią. Jego okaleczone dłonie
były brudne i mokre od potu, co potęgowało denerwujące uczucie swędzenia –
dziwnie znajome, swoją drogą.
– Chodź, musisz się oczyścić. – Adam
wstał i pomógł Warrenowi się podnieść. Chris przez chwilę miał problem ze
złapaniem równowagi, jednak szybko się opanował. Chłopak, tyle na ile był w
stanie, otrzepał swoje ubranie z kurzu, nim ruszył za Adamem z powrotem w
stronę wnętrza dyskoteki. Obejrzał się na chwilę, żeby sprawdzić, czy Lena
idzie za nimi, jednak po dziewczynie nie został żaden ślad. Zupełnie tak, jakby
jej tam w ogóle nie było.
– Tak w ogóle – zaczął Adam – to
trochę cię okłamałem.
Chris zmrużył powieki, starając się
wykombinować, co chodziło po głowie jego rozmówcy.
– Tak naprawdę to nie nazywam się
Adam.
Mężczyzna bez uprzedzenia stanął w
miejscu, a idący za nim Chris wpadł na niego i odbił się od jego pleców. Cofnął
się kilka kroków, rozmasowując bolący nos.
– Chyba nie rozumiem – rzucił Warren
lekceważąco, mając za złe towarzyszowi, że ten nie ostrzegł go wcześniej o tym,
że zamierzał przystanąć.
– Nie byłem pewien, czy ty to
naprawdę ty. W sensie ten, który jest nam potrzebny, więc nie chciałem się jakoś
specjalnie ujawniać. Poza tym bardzo lubię wchodzić w role... – Mówiąc to, mężczyzna
oparł dłonie na biodrach, uśmiechając się figlarnie. Jego oczy zabłysnęły w
świetle odbitym przez jedną z dyskotekowych kul.
Ta kula pasowała do pubu jak piernik
do wiatraka, ale z szacunku do Briana i Tylera nie skomentował tego wcześniej.
W każdym razie, patrząc na Adama, Chrisowi przypominał się jeden z mniej
znanych hollywoodzkich aktorów, którego spotkał kiedyś na premierze filmu –
tandetnej komedii romantycznej, na którą zaciągnął go Brian. Do czasu seansu
Chris wierzył, że z kumplem zobaczą maraton „Władcy Pierścieni” w wersji
edytorskiej.
– Okay, niech będzie. Więc… kim
jesteś, jeśli wolno o to spytać?
– Alex. – Mężczyzna wyszczerzył się,
odsłaniając białe, zadbane zęby.
– Niech będzie. Tak w ogóle, gdzie ty
mnie prowadzisz? – zapytał Christoph, kiedy minęli toalety i zmierzali ku
drzwiom frontowym. Idąc do wyjścia, Warren rozglądał się w poszukiwaniu
przyjaciół, z którymi przybył, ale nie było po nich śladu.
– Poszli do domu – usłyszał
Alexa. Chłopak faktycznie zastanawiał się nad tym, czy kumple byliby zdolni to
tego, by zostawić go tak bez słowa. Rozważał wszelkie prawdopodobieństwa, ale
skąd niby miał wiedzieć to ten typek przed nim?!
– Co…? – odrzekł, przeciągając
sylabę. Czuł się nader bezpiecznie w tego typu odzywkach. Zaśmiał się w duchu,
stwierdzając, że sam też nieźle wypadał w aktorskim fachu.
– Twoi gejowscy kumple.
– Skąd wiesz? – Chrisowi opadła
szczęka. Bo też, skąd niby wiedział? Cały czas był przecież z nim.
– Wysłałeś im pożegnalną wiadomość.
– Co? Nieprawda! – A może?! Sam już
nie wiedział, które z wieczornych wydarzeń wydarzyły się naprawdę, a które były
wytworem jego wybujałej wyobraźni. Już sięgał po telefon, kiedy Alex ponownie
się odezwał:
– Fakt. To ja im napisałem, ale z
twojego numeru, więc to prawie jak ty.
Śmiech blondyna kompletnie zagłuszył
rozżalony lament Christopha, który ostatecznie nie dowiedział się, dokąd
zmierzali. Podświadomość podpowiadała mu jednak, że dobrze robi, krocząc za praktycznie nieznanym
sobie mężczyzną. Co jak co, ale spośród wielu różnych emocji, których
doświadczył tego wieczora, pewność, iż nic mu nie zagraża, gdy był z Alexem lub
Leną, stanowiła dla niego dziwnego rodzaju pewnik. Przynajmniej do momentu,
kiedy obaj stanęli przy rzece, tuż przy rozlatującym się rekreacyjnym
hydrolocie marki De Havilland Canada, o którego płozy opierał się nie kto inny, tylko Elana.
Hah, i tak sporo tych wielokropków w pierwszej czesci, tak rzuciłam okiem :D w zakończeniu tez jakoś nie widze nic nowego, nie wiem...
OdpowiedzUsuńMówiąc "zakończenie",wcale nie miałem na myśli samej końcówki, jakby co ;)
UsuńTak juz wiem ;D fragment z psem i freskiem zdecydowanie na plus, choc nadal mnie śmieszy, ze Adam/Alex uznał, ze trzeba wejść w taka, a nie inna role. Ogolnie coraz lepiej piszesz, ale zdarzają sie od czasu do czasu te dziwne sformułowania, jak trzymanie powiek na przykład :D dodałam wczoraj nowosc na Niezależności ;)
UsuńDzień dobry. :)
OdpowiedzUsuńSkomentowałam pierwszy prolog (albo nawet jedyny) i cofnęłam się do spisu treści. Mam więc kilka pytań.
To będzie jedna historia? Ten sam wątek, główny bohater? Czy trzy, tylko jakoś powiązane z bractwem?
Miłego dnia.
Ach, w zakładce tyle miłych słów o (Teen Wolf). Już Cię lubię. :)
UsuńWitaj :)
UsuńSzczerze, wydawało mi się, że odpowiedziałem już na twój komentarz, ale widzę, że przez telefon niespecjalnie zechciał się dodać, dlatego już tłumaczę - wybacz, że po takim czasie.
- prolog jest tylko jeden, ponieważ historia została kompletnie przemieniona. Niemniej poprzedni na pewno jeszcze trafi na tablicę z postami, bo ma w sobie dobrze rozpisaną "historię" youkai, o której kiedyś musi się dowiedzieć Chris. Zapewne zostanie wzbogacony o pewne kwestie, ale nie planuję szczególnie dużych zmian.
- tak, historia będzie jedna. W Prologu zastosowałem dwa chwyty - jeden to narracja pierwszoosobowa, która będzie się pojawiać jako wstawki. Moim zdaniem, osoba wydarzeń to jedyna, która jest w stanie opisać towarzyszące temu uczucia w sposób przekonujący.
Drugi myk to zastosowanie perspektywy czasu. Wydarzenia z prologu dzieją się później niż czas akcji dotychczasowych rozdziałów. Wszystko zostanie wytłumaczone w swoim czasie i zapewniam, że będzie to miało ręce i nogi, kiedy dojdzie do wyjaśnienia ;)
Tak, Teen Wolf! :3
To niedługo wpadnę. :)
UsuńMam nadzieje, ze nie masz mi za zle?
OdpowiedzUsuńHehe, przeciez zawsze mozna zrzucić winę na alkohol!
Uwiera mnie tunel, do tego chce mi się szczać, ale nie zrobie tego; mam przeczytac to opko! I skomciować.
Właśnie sobie uświadomiłem, że dobrze, że jestem bezpłodny, bo biorąc poprawkę na swoją nieodpowiedzialność, to płodzenie dzieci w moim wydaniu skończyłoby się... źle.
Wracając do rozdziału...
Warrenowi nie za bardzo podobało się, że on wraz z przybyszką spoglądali w taki sposób na niego właśnie. w jaki sposób? Chcą mu zaproponować trójkąt?
Nie patrz tak na mnie. Moja współlokatorka stanowczo odmówiła.
No, nie wiem…No, ja też nie wiem...
(Nie pytaj, co miałem wtedy na myśli)
– Witaj, jestem Elana, ale przyjaciele wołają na mnie Lena, tak po prostu. Jezu, znowu ta Lena-kurwa.
Adam, wbił w swoje ciało chowany w kieszeni scyzoryk i wydłubał ze skóry czarną plamkę. Polała się krew. Nic w tym dziwnego, bo Warren zdążył w myślach ocenić, że ostrze było na tyle długie, że na pewno zraniło przy okazji jakiś wewnętrzny organ.
– Jesteś porąbany! – Chłopak nie hamował słów. Odwrócił się od Adama, bo widok ściekającej po ciele krwi i kłutej rany przyprawiał go o mdłości.
– Możliwe. Ale policz teraz do dziesięciu, uspokój się. Ahahaha, no naprawdę, dzięki za radę, ziomuś. xD
Zjadłbym pizzę, tak swoją drogą.
Zauważył, że zwierzę miało zeza. xDDD
Nie wiem czemu, ale rozbawiło mnie to zdanie.
Czy jesteś mną bardzo zażenowany?
Kiedy Christoph ponownie się obudził, okno było już zamknięte. Przez szybę zauważył, że księżyc wisi wysoko na bezgwiezdnym niebie. Zbliżała się pełnia, o czym świadczył zapełniający się garb – faza księżyca tuż przed fulem. Och, pełnia, wspaniałe, ja czytam ten rozdział podczas pełni.
Powinienem zacząć pisać stan badań, a czytam twoje opko. Doceń to!
Nie poczuł ugryzienia, ale rozchodzący się po czubku głowy ból konkretnie dawał o sobie znać. Chłopak otworzył oczy i ku swojemu zaskoczeniu spostrzegł, że nachyla się nad nim Adam.
Usuń– Wszystko z tobą okay? – zapytała dziewczyna stojąca obok mężczyzny.
– Gdzie ja jestem?
– Jak to gdzie. Blackbull Jam, kojarzysz? – usłyszał w odpowiedzi. – Chyba rąbnął się w głowę. – Adam zwrócił się do Leny, która z uwagą przyglądała się im obojgu. o matko ale faza
Właśnie! O ten trójkąt mi chodziło ;D To nie mogła być moja idea, aczkolwiek jeszcze nie wszystko stracone...
UsuńStan badań czego? I do czego?