C1R12

*niebetowany


„Spektakularny”


Marzenie, przez które umierają przyjaciele, to nic nie warte gówno!

– Naruto –

  
Chris przymknął na chwilę oczy. Ból głowy nie dawał mu spokoju. To był już drugi raz w tym tygodniu, kiedy chwyciło go coś równie potężnego. Coś, co trudno było określić mianem bólu. Była to raczej agonia, bo choć nie wił się w przedśmiertnych konwulsjach, czuł jakby jego głowa miała zaraz eksplodować.
Leżał w bezruchu na swoim łóżku. Na czole miał położony mokry ręcznik, a na stoliku obok, plastikowy listek po tabletkach przeciwbólowych świecił pustkami. Pochłonął wszystkie proszki, które mógł wziąć na raz. Zarówno pościel, jak i podkoszulek, w którym się położył, były mokre i lepkie od potu. Za każdym razem, gdy udało mu się zasnąć, śnił mu się ten sam sen, z którego budził się z niemym krzykiem. Chciał móc wrzasnąć, jednak z jego gardła nie wydobywał się żaden dźwięk.
Śnił mu się czarny potwór. Nie potrafił inaczej nazwać tego, co widział. Nie umiał sobie tego wyobrazić po przebudzeniu i kiedy tylko próbował, na myśl przychodził mu jedynie obraz cienia. Tak jakby jego własny postanowił w ciemnych miejscach również być z nim, straszyć i szczerzyć ostre zębiska...

(o)

W początkowym momencie nikt nie zwrócił uwagi na to, co powiedział Allo. Zebrani byli bardziej zaaferowani tym, jak wyglądał mężczyzna. Różnił się od swoich towarzyszy. Oczywiście te różnice nie wynikały wyłącznie z koloru jego oczu. Kiedy tylko Al wyszedł z cienia, można było poczuć dziwną zmianę aury jaka zapanowała w pomieszczeniu. Było mrocznie, jednak zdecydowanie mniej niż przed paroma chwilami, kiedy wszystkich gości spowijał lewitujący wokół każdego z nich czarny dym. Jednakowo, ta zmieniająca się aura miała w sobie znacznie więcej dobroci... Nikt nie umiał tego nazwać, jednak odczuwalnym było, że żaden z przybyszów nie jest nastawiony negatywnie, mimo iż sprawiali takie wrażenie.
— Nie jesteśmy braćmi – rzucił oschle Aiden.
— Fakt – skwitował krótko Allo, co pozostawiało za sobą pewien niesmak. Lena odniosła nieodparte wrażenie, że oboje wręcz sobą gardzą, tyle tylko że żaden nie mówił tego otwarcie.
— Powiedz krótko czemu zawdzięczam tę niemiłą wizytę i spadaj do swoich zajęć, bym mógł zająć się sobą.
— No tak, ty zawsze myślisz tylko o sobie. Akurat w tej chwili to jeden z twoich najmniejszych problemów.
Alex jako jeden z najwierniejszych towarzyszy Aidena chciał stanąć w obronie nie tylko swojego szefa, ale również przyjaciela. Wystąpił krok naprzód, jednak zatrzymał się momentalnie, gdy Areum, zmaterializowała się tuż przed nim. Nawet nie spostrzegł, kiedy ruszyła się ze swojego miejsca, a stała kilka metrów dalej, tam gdzie teraz Nisha przestępowała z nogi na nogę. Wziął to za ostrzeżenie, Nari mówiła mu, żeby nie robił niczego, czego mógłby potem żałować... 
Parrish nawet na niego nie spojrzał. Jego spojrzenie utkwione było w Allo. Patrzyli na siebie wyzywająco, choć na twarzy Ala można było zobaczyć też rozbawienie. Alex zacisnął palce obu rąk w pięści, rozpoznając w tym szyderczy śmiech, którego sam często używał.
— Wyluzuj, Alex.
Nie spodziewał się usłyszeć tych słów od Lee. Jednak, gdy spojrzał na kobietę, która najwidoczniej 
— Zastanawiam się, ilu z twoich towarzyszy w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, do czego doprowadziła twoja rządzą władzy – zagadnął Allo Parrisha. Aiden pozostawał jednak niewzruszony. 
Udawał, dotarło do Loyeh. Chyba jako jedyna usłyszała, że mężczyźnie zaczęło szybciej bić serce. Niewiele, jednak tętno się zwiększyło.
— Nie robiłem niczego, o czym by nie mieli pojęcia. Ale jakie to ma teraz znaczenie? Mów czego chcesz i wypierdalaj, bo nie chce mi się nawet na ciebie patrzeć.
— Vice versa. Ja również nie chciałem załatwiać tego w ten sposób. Sądziłem, że się opamiętasz w porę. Złudna była moja nadzieja, nieprawdaż? – Sedno sprawy zdradzał dość zawile, jednak Aiden zdawał się świetnie rozumieć eo czego rozmówca dążył.
— Rzeczywiście, werbuję nowych członków, ale robi to każdy. Nie jesteście w niczym od nas lepsi. Twój ostatni nabytek, Yuri Katsuro, serio? – zadrwił Aiden, jednak jego komentarz  nijak wpłynął na dziewczynę, tym bardziej na Allo.
— Nie uda ci się wyprowadzić nas z równowagi. – Rozszyfrował go Al. – A Sakura zdołałaby rozłożyć twoją trupę na łopatki i jednocześnie pomalować sobie paznokcie obu rąk. To wszystko w kilka sekund. Choć przyznam, że mocno kibicowałem twojemu planowi stworzenia amerykanskiej gildii z prawdziwego zdarzenia, z przykrością jednak, muszę oznajmić, że nie dorastacie nam do pięt. Wybacz Lam, taka jest prawda.
Ostatnie zdanie powiedział do Lee, która stała nieco z tyłu. Kobieta kiwnęła głową na znak, że wcale nie poczuła się obrażona. Zdawała sobie świetnie sprawę z tego, że choć całkiem zgrani i z wykształconymi umiejętnościami, stanowili jedynie namiastkę prawdziwego bractwa. Aiden też o tym wiedział, choć jemu przyznanie się do jako takiej porażki przychodziło z wielkim trudem.
— Musisz w końcu pojąć, Dan, że jeśli dasz się ugryźć byle komu, nie staniesz się nagle wielkim ōkami. Nawet jeśli pokonasz swoją alfę w uczciwej walce, dalej będziesz tym, który dał się ukąsić przez omegę. Dążysz po trupach, by coś osiągnąć i po co? – Allo trafiał w każdy słaby punkt Aidena. Nawet użył skrótu imienia, którym zwracali się do niego rodzice, kiedy byli nim zawiedzeni. Parrish przyjmował to z pokorą, wiedząc że nie może dać przybranemu bratu satysfakcji. Jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie tego pragnął Allo. Jak każdy bowiem, nawet on chciał uwolnić się od własnych demonów. Niestety pech chciał, że parszywy braciszek, bardzo utrudniał mu osiągniecie spokoju. Jego sny, bardzo umiejętnie przypominały mu o przeszłości, kiedy to były zwiastunem rychłej przyszłości. Allo postanowił, że tym razem nie będzie się litować ani rozważać. Zrobi to co będzie musiał.
— Wynoś się – wychrypiał Aiden.
— Marzę o tym. Najpierw jednak pora wyjaśnić sobie najważniejszą ze spraw. – Odwrócił się i chwilę krążył po pomieszczeniu, by po jakimś czasie rozsiąść się wygodnie na pikowanej kanapie. Założył nogę na nogę i rozpostarł ramiona na zagłówku.
— Do rzeczy! – krzyknął Alex z drugiego końca pomieszczenia. Allo nawet się nim nie przejął. Wwiercał wzrok w twarz przyszywanego brata.
— Więc do rzeczy... – zaczął Allo ze spokojem. – Powiedz mi, Dan, co zrobiłeś z młodym lisem.
— Z jakim lisem?
— Nie udawaj, że nie pamiętasz Christopha Warrena. Chłopca, który znokautował twojego człowieka i zmielił go w popiół jakiś czas temu. 
Alex słuchał uważnie. Powoli zaczął pojmować to, co ukrywano przed nim przez tak długi czas. Jego wściekłość wzrastała z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przez Allo.
— Nie wyszło jak planowałem. Szukasz go, znajdziesz tam, skąd przyszedł.
— Zastanawiam się, czy po tylu nieudanych próbach zwerbowania prawdziwiej siły, stałeś się nieuważny, czy jesteś po prostu głupi, bracie. Yoruyami to nie zwykły duszek, który opętuje biedne dzieci z sąsiedztwa. Nawet ty powinieneś to wiedzieć. Wybierając tamtego chłopca, qin zrobił coś, czego nikt z was się nawet nie spodziewał.
Lena uśmiechnęła się na wspomnienie słowa qin. Dawno go nie słyszała.
— Qin znaczy dusza – rzuciła Elena pod nosem. Na co nikt poza Alexem nie zwrócił większej uwagi.
— Wykiwało was dziecko. Jak się z tym czujesz? – kontynuował Allo. Bombardował Aidena oskarżeniami, z których nikt poza samym zainteresowanym niewiele rozumiał.
— O czym ty mówisz?
— Czyżbyś naprawdę nie miał pojęcia, czym Yoruyami jest? Daj spokój, Dan... 
Parrish w istocie nie pojmował w czym rzecz. Zaplanował wszystko od początku do końca. Przemyślał to. Stawiał na to, że Chris nosił w sobie potężnego kitsune, ale miał problem z wybudzeniem go. Lub inaczej, nie miał potrzeby wybudzania go. Okazało się, że to jedynie pokraczny demon znalazł sobie w nim odpowiednio spokojne lokum.
— Stwierdziłeś, że dzieciak, który rozwalił na miazgę jednego z was, nie ma w sobie nic szczególnego i po prostu go wypuściłeś? – zapytała Areum, patrząc na Aidena z rozbawieniem. – To jest nawet śmieszniejsze niż się spodziewałam – zaśmiała się mężczyźnie w twarz.
— Dlatego byłeś taki tajemniczy... Nick nie żyje przez tego gowniarza, tak?!
— Uspokój się, Alex... – powiedziała Lena, starając się zapanować nad przyjacielem. 
Na próżno. Tak jak wcześniej mówiła Lee. Alex jako młody ogień miał spore problemy zatrzymaniem nerwów na wodzy. Tym gorzej, że cześć prawdy ukrywali wszyscy. Oczywiście, nikt poza Parrishem nie miał świadomości, do czego konkretnie doszło w grocie. 
— Dlatego zleciłeś zamknąć go w bunkrze. – Elena zaczęła łączyć niewidome.
Teraz wszystko stawało się bardziej klarowne. Wychodziło na to, że Aiden zataił przed swoimi dużo więcej rzeczy na temat Chrisa. Alex i Lena myśląc, że misja zwerbowania go będzie wyglądać tak jak poprzednie (z nadzieją, że jednak skończy się lepiej), nie mieli pojęcia, że chłopak był częścią większego planu ich szefa. 
— Jak mam być spokojny! – wrzasnął Alex, bagatelizując odpowiedz koleżanki. 
Chwycił za Nari za przegub i odepchnął dziewczynę od siebie. Zrobił to tak szybko i z taką siłą, że ta wpadła na regał z książkami na przeciwległej ścianie. Ostro zakończona dębowa półka rozcięła jej skroń, jednak rana zasklepiła się w mgnieniu oka, pozostawiając po sobie jedynie cieniutki ślad po strumieniu krwi, jaki spłynął po czole dziewczyny. Szybko wstała i otrzepała się, trzymając nerwy na wodzy. Gdyby nie spuściła go z oczu, nic takiego by się nie stało. 
Landon aż kipiał ze złości. Był wściekły, jednak rozum podpowiadał mu, że coś jest nie tak jak być powinno. Zauważył, że jego emocje były, jakby to ująć, „sztucznie podbijane”. Nie bardzo to rozumiał i nie potrafił wyjaśnić, jednak wiedział, iż to coś, co podpowiadało mu, iż powinien zrobić coś, cokolwiek, aby ukarać wszystkich kłamców, w rzeczywistości nie było jego myślą.
Allo tymczasem przypatrywał się Alexowi. Zmienił pozycję, układając swoje łokcie na kolanach, splótł dłonie, na których oparł podbródek. Palcami wskazującymi skubał spierzchnięte usta. Z zaciekawieniem spoglądał na nieznajomego, w którym dostrzegł coś, co mocno przykuło jego uwagę. Młody mężczyzna różnił się od innych, których zwerbował w  swe szeregi Aiden. Już wcześniej widział to, co zobaczył u Alexa właśnie. Coś, co dla wielu było jedynie wybuchem gniewu, dla niego miało znacznie więcej sensu. W tej kwestii miał sporo do powiedzenia, bo sam ledwo oparł się podobnej mocy. Nauczył się, że zło najlepiej zwalczyć już w zarodku, zanim rozrośnie się i stworzy naprawdę niebezpiecznego wroga...
Doświadczony, już wcześniej postanowił, że nie będzie się cackać i jeśli sytuacja będzie tego wymagać, zrobi wszystko, za wszelką cenę, by wykorzenić to, co spędzało mu sen z powiek. Z impetem wstał z zajmowanego miejsca na kanapie i podszedł do Alexa.
– Ty też wtedy tam byłeś, w tym bunkrze... – zgadnął. – Że też nikt nie zwrócił na ciebie uwagi. – Uśmiechnął się, jednak Alex wyczuł, że nie był to najlepszy znak. – Zdradziłeś się i ja cię odnalazłem. – Mężczyzna mówił spokojnym głosem. Uniósł dłonie ku twarzy Landona i pogładził go po policzkach. – Witaj, Yoruyami i... – szeptał Al – Żegnaj. – Szybkim ruchem skręcił Alexowi kark.
Blondyn bezwładnie padł na chłodną posadzkę, jego oczy nadal były otwarte, jednak będące w szoku Lee oraz Lena, które stały tuż obok, zauważyły, że jego spojrzenie stało się puste. Musiała minąć przeciągająca się odlegle chwila, by Elena wydała z siebie krzyk przerażenia. Padła na kolana, sięgając drżącymi rękoma do twarzy przyjaciela z nadzieją, że dźwięk łamanych kości, który słyszała bardzo wyraźnie, był jej wymysłem. Jego skóra bardzo szybko stała się chłodna, a jednocześnie twarda i chropowata w dotyku. Ogień, którym był wypełniony po brzegi opuszczał jego ciało i czego nie zrobiła, nie była w stanie tego zatrzymać.
Allo przypatrywał się tej scenie i choć Lena tego nie wiedziała, czuł jej ból. Był w stanie niemalże dotknąć jej rozpaczy, którą zaczęła emanować. Odsunął się od niej, w ostatniej chwili zdając sobie sprawę, że dziewczyna dotarła do swojego pierwszego cienia. Wpierw nie mógł uwierzyć w to, czego był naocznym świadkiem. Zafascynowany i jednocześnie niezwykle poruszony oglądał cały spektakl z bezpiecznej odległości i nakazał również Loyeh się odsunąć.
– Stańcie w świetle – rozkazał. Powiedział to takim tonem, że każdy ruszył się miejsca. Nawet Aiden usłuchał tego ostrzeżenia.
Nie rzucił tego ot tak, wiedział co się zbliża, a po chwili zobaczyli to też wszyscy inni. Cień, który w świetle rzucała sylwetka Leny zaczął się poruszać, mimo iż sama dziewczyna nie wykonała żadnego ruchu. Po chwili,  ciemna smuga odłączyła się od jej cienia i posunęła się po podłodze w stronę zaciemnionej części salonu, tak też podniosła się z ziemi, podobna do tego dymu, z którego wyszli niechciani goście. Smog, cień, dym, jakkolwiek to nazwać, zaczął się unosić coraz wyżej, by pewnej chwili uformować się i przyjąć ludzką postać. Wyglądał podobnie do Leny – miał te same proporcje ciała, to samo ubranie. Różnica była jednak widoczna gdzie indziej. Stwór ten, czarny od stóp aż po sam czubek głowy, nie posiadał twarzy. Zamiast niej pozostał krążący wokół własnej osi dym, a w nim białe ślepia.
 – Co to jest?! – wychrypiał Aiden.
– Jej pierwszy pazur. Jej obrońca i przewodnik – szeptała Lee pod nosem.
– Jej własny cień – rzuciła głośniej Sakura, która w myślach powtarzała sobie podobne słowa.
Allo ukłonił się przed cieniem, a jego przyjaciele zawtórowali mu.
– Witaj, oni. Jesteś pierwszy – powiedział Allo głosem pełnym aprobaty i szacunku. Czarna postać oddała ukłon, następnie dobyła miecza ukrytego w pochwie za plecami. Czarne ostrze w mgnieniu oka ugodziło Allo w brzuch, jednak mężczyzna nawet nie zaczął krwawić. Klinga przeszła na wylot, a on dalej stał w miejscu i wyglądał na w pełni zdrowego. Po chwili jednak, zamknął oczy, skupiając się na tym, co zamierzał uczynić. Duch oni, choć napierał z całą swoją mocą na Ala, zaczął się trząść i przesuwać w tył.
– Nie zranisz mnie – powiedział i, jakby na samo potwierdzenie tych jego słów, z jego ciała również wyłoniła się czarna postać.
W przypadku Allo miała ona posturę mężczyzny. Wysokiego, barczystego i dobrze zbudowanego. Ubranego jedynie od pasa w dół, co pozwalało zobaczyć, że jego ciało pokryte było licznymi bliznami i tak jak ten pochodzący od Eleny, nie miał twarzy. Widmo między swymi dłońmi, złożonych jak do pacierza, trzymało czarne ostrze, chroniąc swojego nosiciela przed zranieniem. Kiedy obie postacie rozdzieliły się z ciałem Allo, zaczęły pojawiać się kolejne. Wszystkie pochodziły od Ala i po kilku chwilach oni Leny otoczony został przez siedmiu wojowników.
– Witajcie, Siedem Cieni – powiedział Allo, kłaniając się nisko.