„Filuterny”
Żeby kogoś
kontrolować,
należy zręcznie
manipulować ciemną stroną jego jaźni.
– Tobi –
Lee krążyła po
salonie, starając się uspokoić. Nie mogła. Zawsze przejmowała się problemami
innych, często nawet bardziej niż ci, których one bezpośrednio dotyczyły. Nawet
jeśli jakaś sprawa w istocie nie była wcale poważna, kobieta i tak w głowie układała
rozwiązania nawet dla najgorszych możliwych scenariuszy, którymi sprawy mogłyby się potoczyć... Kiedy okazywało się, że rozwój wydarzeń nie rzutował
najlepiej, zawsze była na to przygotowana. Ale tym razem było inaczej. Coś
definitywnie jej nie pasowało „w sprawie Chrisa”, jak wtajemniczeni mieszkańcy domu Aidena zaczęli nazywać to, co
wydarzyło się w bunkrze. Choć Kōra przedstawił swój punkt widzenia, czuła, że to nie wszystko, o czym jej przyjaciel wspomniał na forum. Chciała dopytać, jednak
nagłe pojawienie się Alexa wtenczas w salonie pokrzyżowało jej plany. Nie chciała rozmawiać,
wiedząc, że ten na pewno podsłuchałby ich rozmowę. Ukrywanie się przed nim
także nie wchodziło w grę. Kobieta spodziewała się, że wywołałoby jedynie falę
podejrzeń, co w połączeniu z ognistym temperamentem Landona, poskutkowałoby
zapewne jakimś konfliktem.
Pożegnała więc starego kompana i wróciła do reszty, gdzie wśród przyjaciół Alex szukał
odpowiedzi na dręczące go pytania. Po kilku nieudanych próbach wyciągnięcia
informacji od kumpli zwrócił się właśnie do niej.
– To inaczej…
Lee, kim był ten facet, którego odprowadzałaś do drzwi? Dziwnie mu z oczu patrzy,
a jak wszyscy wiemy, przeczucie to dla nas ważna rzecz. – Klasnął w
dłonie, wyrywając Lenę z zamyślenia. Elana aż podskoczyła, wypuszczając z
dłoni srebrne pióro wieczne, którym się bawiła. Loyeh natomiast usiadła niewzruszona i
zanim powiedziała cokolwiek, pozwoliła sobie wpierw znaleźć najwygodniejsza
pozycję. – Więc? – ponaglił ją Alex.
– Przyjaciel z dawnych lat – odpowiedziała, nie spuszczając oczu ze swoich paznokci. Wyciągnęła
dłonie przed siebie, przyglądając się im uważnie. – Cholera… – rzuciła pod
nosem na myśl, że powinna poświęcić chwilę i zadbać w końcu o swoje ręce.
– A coś więcej?
– dodał przez zaciśnięte zęby jej rozmówca. Wyczuła w jego słowach ukrytą
wrogość, choć może nie do końca starał się to tuszować. A nawet jeśli, robił to
bardzo nieumiejętnie. Wstała z zajmowanego miejsca na pikowanej, obitej welurem
sofie i podeszła do jego fotela. Stanęła obok i nachyliła się tak, by
informacja, którą chciała mu przekazać, trafiła wyłącznie do jego uszu.
– Jak
wspomniałam, to był mój przyjaciel, nie twój ani nikogo innego z tu zebranych.
Nie interesuj się. – Poklepała go po piersi, zapominając o tym, że nieźle
oberwał i mogło mu to sprawić nieco bólu.
(o)
Aiden spacerował
spokojnie po ogrodzie, próbując rozkoszować się pogodą. Świeże powietrze dobrze
na niego działało – pomagało się uspokoić, a tego potrzebował najbardziej.
Lata
doświadczeń, ogromna wiedza i spryt, którego pozazdrościć mógłby mu niejeden,
sprawiały, że mężczyzna jeszcze bardziej nie mógł, ot tak, porzucić
rozczarowującej myśli, że skrzętnie ułożony przez niego plan nie miał prawa
wypalić. Nie rozumiał, jak to w ogóle było możliwe, że przez cały czas, który
poświęcił na obserwację, nie zauważył wcześniej w Christophie tego, co Kōrze udało się w chwili, kiedy tylko
zobaczył tego dzieciaka na własne oczy. Fakt, lis był sporo starszy, choć
wygląd skutecznie to maskował, niemniej jednak on sam powinien umieć rozpoznać
prawdziwą moc. Nie wyszło, kolejny raz.
– Kurwa! – wyrzucił z siebie gniewnie. Rycząc głośno,
chciał pozbyć się natrętnej myśli, że kolejny raz poległ, a czasu pozostawało mu coraz mniej...
Takiej złości nie czuł już dawno. Wściekłość
zawładnęła nim pierwszy raz od niepamiętnego czasu. Zaczął chodzić w kółko
coraz szybciej, żwawiej stawiając kroki. Kiedy znalazł się przy czarnej
ławce zrobionej z zespawanych żeliwnych prętów, kopnął ją z taką siłą, że ogrodowy mebel
nagle znalazł się wysoko nad ziemią, zostawiając po sobie jedynie cztery
głębokie dziury w ziemi, gdzie wkopane były jego nóżki. Zakrył dłońmi twarz,
rozmasowując czoło i skronie, czując napływającą falę gorąca. Trudno
przychodziło mu pogodzenie się z porażką, tym bardziej, że miał pewność, iż tym
razem wszystko szło jak z płatka. Nie chciał pogodzić się z myślą, że to już
koniec i jego działania poszły na marne, że Chris to nie żaden potężny yōkai, a
owładnięty demoniczną siłą gówniarz, który tylko dobrze się maskował.
– Szlag…
Mężczyzna ruszył z powrotem na dziedziniec, ominąwszy niedużą prostokątną fontannę oddzielającą dom od ogrodu. Usiadł na płycie
wieńczącej obmurowanie otaczające fontannę i wsłuchiwał się w wodę spływającą
po krzywiznach wyrzeźbionych w marmurze figur. Smukłymi palcami gładził
chropowatą powierzchnię muru, co chwilę stukając w niego smukłymi palcami rąk. Choć dźwięk
uderzania paznokci o kamienną powierzchnię zagłuszały wodne pluski, miał
wrażenie, że słyszał każe z puknięć. Minęło trochę czasu, nim na dobre oswoił
się z niepowodzeniem.
– Nad czym się tak zastanawiasz?
Aiden pogrążony w swoich myślach nawet nie
zwrócił uwagi na to, że ktoś do niego dołączył. Spojrzał w kierunku, z którego
dobiegło go pytanie i zobaczył Alexa opartego o brudny od zwęglonych szczątków
pogrzebacz. Chwilę mierzył go spojrzeniem, wątpiąc w to, by ktokolwiek wyrwał
się spod zakazu i powiedział mu coś na temat tego, co wydarzyło się paręnaście
godzin wcześniej.
– Powiedz Lenie, że jak tylko Warren się obudzi,
chcę się z nim widzieć. Niech go do mnie przyprowadzi.
Alex kiwnął głową, choć mógł się jedynie
zastanawiać nad tym, o czym będą dyskutować.
– Coś jeszcze? – zapytał, nie okazując żadnego
entuzjazmu.
– W sumie tak. Będziesz mi asystować podczas tej
rozmowy, bo jest kilka rzeczy, które trzeba wyjaśnić. Nikomu o tym nie mów –
odparł Aiden, wiedząc, że najwyższy czas na to, by przedstawić koledze kilka
faktów.
– Jasne, nie ma sprawy! – Alex wyraźnie się
ożywił. Tego właśnie chciał: by w końcu ktoś mu powiedział cokolwiek. – Szefie,
mam pytanie…
– Co jest?
– Kim jest Kōra? Poza tym, że
przyjacielem Loyeh, rzecz jasna. Wkurzył mnie trochę. Jakoś tak, nie ufam mu.
– Nim się nie przejmuj. Z Lee znają się dłużej
niż ona jest z nami, więc logiczne, że mają swoje prywatne porachunki między sobą –
powiedział spokojnie Aiden, kierując się z powrotem do domu. Wtem zatrzymał się
i na pięcie odwrócił do kuśtykającego za nim Alexa. – Ale od razu cię uprzedzę,
żebyś nie palnął żadnej głupoty – zaczął z poważnym tonem. – Uwierz mi na
słowo, nie chcesz z nim zadzierać.
– Co to znaczy? Jest aż tak silny czy aż tak
bogaty? – Nie ulegało wątpliwości, że w świecie yōkai, by być
kimś, należało posiadać jedną z tych cech, albo mieć mocną pięść, albo pełną kieszeń. Alex przeczuwał, że przyjaciel ich przyjaciółki miał obie te rzeczy,
jednak wolał się upewnić.
– Zgadnij… – dodał z uśmiechem Aiden, zdając
sobie sprawę z tego, o czym w tamtej chwili myślał jego Landon.
(o)
Chris obudził
się w środku nocy, czując ogromne pragnienie. W jego głowie od razu pojawiła się głupia myśl, że byłby w stanie dać odciąć sobie mały palec u lewej reki za szklankę wody. Próbował nabrać
więcej śliny w usta i połknąć za jednym razem, by jakoś złagodzić wrażenie
suchości w gardle, jednak na nic zdały się jego próby. Opuszkiem palca dotknął
spierzchniętych ust i języka, który okazał się być szorstki niczym papier ścierny.
Podparł się na
łokciach i żwawo potrząsnął głową, chcąc sprawdzić, czy bóle w skroniach już minęły. Na jego nieszczęście, nic nie minęło i ból wstrząsnął
jego ciałem. Jęknął, karcąc się w duchu za tak nieroztropny ruch, jednak zauważył, że kilka sekund później po owym bólu nie było już śladu. Zaryzykował i
raz jeszcze pokiwał głową na boki. Poza stukotem strzelających kręgów szyjnych,
które musiał rozmasować, nie zauważył żadnych innych nęcących objawów. Postanowił
wykorzystać ten moment i ruszyć się w końcu z miejsca. Miał dość leżenia,
jednak gdy próbował wstać, za pierwszym razem mięśnie jego nóg odmówiły
posłuszeństwa i z impetem opadł z powrotem na materac. Szybsze krążenie krwi
poczuł momentalnie w postaci mrowienia skupiającego się głównie w okolicy ud i
stóp. Leżał chwilę, starając się nie poruszyć. Miał nadzieję, że to niemiłe
uczucie szybko się skończy. Chwilę później ponownie spróbował wstać i tym
razem udało mu się to bez problemów. Rozejrzał się w poszukiwaniu swojego
ubrania, jednak nigdzie nie mógł go znaleźć, chwycił więc za leżącą na fotelu
obok narzutę łóżka, którą zarzucił sobie na plecy, owijając się szczelnie jej
połami. Już miał ruszać w poszukiwaniu kuchni, kiedy usłyszał kroki na
zewnątrz, a po chwili drzwi do jego pokoju otworzyły się.
– Lena?! – rzucił zaskoczony ochrypłym głosem, widząc dziewczynę o tak późnej porze. Zastanawiał się,
po co przyszła, ale zanim zdołał wydusić z siebie coś jeszcze, brunetka rzuciła
w jego stronę lniany worek na bieliznę. Wewnątrz znalazł swoje ciuchy, wyprane
i, mimo iż były zwinięte w kłębek, nie wyglądały na bardzo pogniecione. Ocenił
na tyle, na ile pozwalały mu smugi księżycowego światła wdzierające się do
sypialni przez nieosłonięte okna.
– Ubieraj się i
chodź. Czekam na zewnątrz – powiedziała Lena, zamykając za sobą drzwi. Chłopak
niewiele z tego zrozumiał, ale wykonał polecenie.
– Fajna sukienka
– powiedział po chwili niezręcznej ciszy, podczas której prowadziła go przez
dość pokrętną sieć korytarzy. Warren był zaskoczony tym, jak w rzeczywistości duży był to dom, kiedy mijali kolejne zakręty, a każdy z nich wyglądał inaczej niż
poprzedni. Po chwili znaleźli się przed dużymi dwuskrzydłowymi drzwiami.
– Odwróć się,
zamknij oczy i odlicz od dziesięciu do zera. Jak to zrobisz, wejdź i
stań na środku – poleciła mu dziewczyna, a on nadal niewiele potrafił z tego
zrozumieć. Sądził, że to jakaś gra. Pomyślał, że to coś w rodzaju inicjacji i
chyba był bliski tego, by zasilić szeregi dziwnego stowarzyszenia. – Nie bój
się, wszystko będzie dobrze – dodała dziewczyna, choć wyraz jej twarzy nie
przedstawiał już takiego przekonania. Uśmiechnęła się, próbując rozluźnić nieco
atmosferę. Chwyciła go za ramiona, czym nakłoniła go, by obrócił się plecami.
– I co teraz?
– Licz.
– No, dobra!
Dziesięć, dziewięć, osiem…
(o)
– Co jest? – zapytał
zaraz po wejściu do pomieszczenia, w którym zebrali się, jak sądził, wszyscy
domownicy.
Stanął we
wskazanym miejscu pośrodku, zupełnie nie zważając na to, że ci zaczęli go
okrążać. Z początku sądził, że to jakiś rodzaj wtajemniczenia. Słyszał już wiele
historii i widział sporo durnych filmów o studentach i tym, co może wydarzyć
się podczas ceremonii przyjęcia do bractwa. Istotnym jest, że poniekąd znał
tych ludzi jakiś czas i wiedział, jak bardzo są dziwni. Mógł sobie jedynie
wyobrazić to, na jak głupi pomysł potrafiliby wpaść po wspólnej burzy mózgów.
Spoglądał na ubranych w czarne szaty domowników… Dopiero po chwili zorientował się, że to nie
były zwykłe szlafroki, tylko togi. Na ich twarzach spoczywały zaś białe maski w
kształcie obłych kocich łbów z wymalowanymi na czerwono brwiami przypominającymi
leżące poziomo przecinki, trójkątnymi nosami i owalnymi plamkami w kącikach
ust, które z kolei, w jego mniemaniu, wyglądały jak krwawe zacieki. Sam nie wiedział,
jak akurat to porównanie trafiło do jego głowy. Zaśmiał się pod nosem,
dostrzegając poważne wyrazy humanoidalnych, sztucznych twarzy. Po chwili jeden
z członków zgromadzenia, który stał za nim – wtedy też zauważył, że został otoczony i znalazł
się pośrodku okręgu – przesunął nieco swoją maskę ku górze, odsłaniając usta.
Wargi zaciśnięte w cienką linię, bez cienia uśmiechu.
Sądząc po
otaczającej go wokół grobowej aurze, spodziewał się niezłej zabawy. Wszyscy
świetnie odnajdowali się w przyjętych przez siebie rolach, więc i on postanowił
zacząć grać.
– Kim jesteś? –
Inny mężczyzna, który wcześniej stał naprzeciwko chłopaka, wyszedł na środek,
zatrzymując się tuż przed jego twarzą. Przemówił głosem o gardłowym tonie.
Warren wpatrywał się w niego, a jednak nie mógł go rozpoznać, a przecież zdążył
już zaznajomić się, jak przynajmniej sądził, z każdym w tym towarzystwie.
– Eee… Chris – odkrzyknął,
dostosowując swoją tonację do przedmówcy, ażeby wyglądało to bardziej
dramatycznie. Podobała mu się ta gra i pełen ekscytacji zastanawiał się, dokąd
go to zaprowadzi.
– Podaj swoją
nazwę. – Ktoś z tłumu powtórzył, ale nie bardzo wiedział, co zrobił źle, jeśli
w ogóle… Chwilę się zastanawiał i doszedł do wniosku, że może należało podać
pełne nazwisko.
– Nazywam się
Christoph Warren! – powtórzył z determinacją.
– Prawdziwe
imię! – Mężczyzna przed nim rzucił głośniej, plując mu w twarz.
Przyjrzał się
tłumowi z zaskoczeniem, stwierdzając coś, czego wcześniej nie zauważył. Malowane
maski na twarzach zebranych wyrażały różne emocje. Niektóre spoglądały na niego
złowieszczo, co mu się wcale nie podobało, inne miały uśmiechnięte pyszczki,
ale nie były to radosne minki, a raczej grymasy niezadowolenia lub może
rozdrażnienia? Nie wiedział, jak to określić.
Od tyłu do jego
uszu dochodziły dziwne dźwięki przypominające szuranie. Ludzie przed nim
przestępowali z jednej nogi na drugą w taki sposób, że sznury, którymi byli
obwiązani w taliach, jak paskami, gibały się niczym wahadełko w metronomie. Chris pokręcił głową na boki, strzelając kośćmi karku.
– Yo-ru-ya-mi… –
Słowo to wypadło z jego ust mimowiednie. Oddzielił od siebie każdą z sylab, choć nie do
końca pewny był tego, skąd ta nazwa wzięła się w jego głowie. Odruchowo zakrył
dłońmi usta, bo wcale nie chciał powiedzieć czegoś takiego!
– Rozkazuję ci
wyjść, Yoruyami! – Usłyszał za sobą kobiecy głos. Przynajmniej sądził, że
wysoki ton należał do kobiety. Na kilka sekund w jego głowie zaistniała myśl,
że to mogła być Lee. Obracał głową we wszystkie strony, próbując namierzyć
Lenę lub Alexa, jednak na nic zdały się jego próby.
Zebrani wokół
zacieśnili krąg i zamiast gibać się na boki, zaczęli ruszać ciałami do środka i
z powrotem. Niektórzy w rękach trzymali łańcuchy, na końcach których wisiały
świecące klosze. Światła w rytm ruchów ciał wychylały się w przód i w tył, a
gdy do jego nosa dotarł dziwny ziołowy zapach, zauważył, że to nie lampki, a
podpalone kadzidła.
Po chwili poczuł
dziwne swędzenie w gardle. Odchrząknął kilkakrotnie, ale nic to nie dawało, nie
mógł się pozbyć drapania wewnątrz swojego ciała, które bardzo szybko się
rozprzestrzeniało na całe ciało. Zorientował się, że dziwny pył unoszący się w powietrzu
wydobywał się z owych trybularzy, a członkowie zgromadzenia, którzy operowali
łańcuchami, nie mieli najmniejszego zamiaru przestać nimi wymachiwać w jego
kierunku.
W poświacie,
jaką rzucały te dziwne, blaszane lampiony, zauważył wirujące w powietrzu
drobinki czegoś… Fusy. Szybko doszedł do tego, że to przez nie czuł się tak dziwnie. Zebrał się w sobie, łapiąc głębszy oddech i spróbował przedrzeć się
przez żywą zaporę, ale okrąg był jak mur trudny do sforsowania. Ktoś odepchnął
go, sprowadzając z powrotem na środek. Christoph poczuł senność. Jego powieki
zaczęły niebezpiecznie i w dziwny, niekontrolowany sposób przybierać na wadze.
Po krótkiej chwili nie miał już siły utrzymywać ich w górze. Stały się za
ciężkie. Zatoczył się i upadł na kolana. Usiadł na łydkach, podtrzymując się
opartymi o podłogę rękoma. Czuł, jak jego ciało chwieje się w tę i we w tę. Nie
minęła minuta, a chłopak osunął się na ziemię, całkowicie zapominając o pyle
drażniącym śluzówkę nosa i gardło. Zamknął oczy, a ostatnim,
co zapamiętał, była złowieszczo uśmiechająca się twarz, wymalowana na białej
masce.
Lee to ciekawa osoba skrywająca wiele tajemnic. w ogóle w tym bractwie chyba tak jest. Aiden tez z jakichś powodów nie chciał, by ktokolwiek prócz Alexa towarzyszył w jego rozmowie z Chrisem (której chyba nie pokazaleś... no ale, mam nadzieję, że może w retrospekcjach się to stanie). Wydawało mi się, że powinni oni bardziej sobie ufać, ale z drugiej strony mam wrażenie, że kazdy z demonów jest w jakim stopniu indywidualistą. W tej wersji Aiden wydaje sie bardziej emocjonalny, a Alex bardziej ogarnięty niż w poprzedniej, zobaczymy, jak będzie dalej. Opis inicjacji, przypominający koszmar, opisałęs bardzo dobrze, podobało misię, jak z ust Chrisa jego "prawdziwe imię" wypłynęło praktycznie samo. Udało Ci się świetnie oddać atomosferę grozy, tajemnicy i w jakimś stopniu pewnej groteski; super! z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i zapraszam na nowość do mnie :)
OdpowiedzUsuńO Lee i Korze (mojej fejwrit postaci) będzie więcej pod koniec i w drugiej części opowiadania. Ich historia jest znacznie dłuższa niż kogokolwiek innego, co będzie wyjaśniane, bo pewien wątek z przeszłości Lee mocno wiąże się z Aidenem i jego tajemniczym planem. Aleca postanowiłem uspokoić, ale nie znaczy to, że chwila emocji na niego w ogóle nie czeka :D
UsuńW zasadzie, pierwsza część tego opowiadania to takie preludium do tego, co ma się wydarzyć. Chciałem mniej więcej zarysować sytuację z prologu - ta "inicjacja" wydarzyła się już na początku opowiadania, tylko że tam była wybiegiem w przyszłość. To, co wydarzyło się do tej pory, miało pokazać jak doszło do różnych rzeczy.
Druga część będzie bardziej logiczna, bo w niej nie będzie ani typowych retrospekcji, ani wybiegania w przyszłość. W prologu została jeszcze jedna sytuacja, która zostanie omówiona w II części opowiadania, ale nie planuje do tego żadnego "grubszego" wspominania :D
Mam nadzieję, że jakoś stało się to jaśniejsze - wiem, że nie pytałaś, ale wydało mi się na miejscu, by streścić swój zamysł :D
Do ciebie wpadnę pod wieczór. Właśnie podczas spamowania, zauważyłem, że miałaś 95% rozdziału (albo 97%) i tylko czekałem na to, kiedy się pojawi informacja. Miło, że tak prędko :D
Ostatni fragment był interesujący. Mam tylko jedno pytanie. Kiedy Chris zdołał poznać każdą z osób w stowarzyszeniu? Mam wrażenie, że mi to umknęło.
OdpowiedzUsuńLubię czytać fragmenty z punktu widzenia chłopaka i mam nadzieję na więcej.
Jestem ciekawa, czy Aiden miał rację mówiąc, że Chris nie jest żadnym potężnym youkai. Może się myli?
Pragnę odpowiedzi.
Pozdrawiam ;)
Carmille
Grono tych, którzy mieszkają u Aidena, wcale nie jest duże. Pisząc o tym, że Chris zdążył ich poznać, miałem na myśli to, że się z nimi spotkał, chociaż raz (twarzą w twarz) i do pewnego stopnia znał ich zwyczaje. Nie ukrywam, że w opowiadaniu jest sporo rzeczy między wierszami, których nie poruszam.
UsuńKolejny dwa rozdziały to będzie coś dla ciebie, bo będzie tam wyjątkowo dużo Chrisa. Na ostatnie z twoich pytań również znajdzie się (częściowa) odpowiedź w najbliższych rozdziałach, dlatego namawiam na wpadanie :)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie :)
Czekam więc z niecierpliwością na następny rozdział ;)
UsuńTakże pozdrawiam :3
Catharnach a.k.a. Carmille Liberty (zmieniłam gmailową nazwę ;3).