C1R5

„Fikcyjny”



W samym środku naszej konwersacji... oto kilka poważnych rad!
Jesteście głupcami, głupcy!

– Killer Bee –


Duży samochód z niesamowitą sprawnością pokonywał wyboiste leśne dróżki. Loyeh, choć ciągle rozmawiała z Alexem i żwawo przy tym gestykulowała, nie spuszczała wzroku z trasy, którą zdecydowała się podążać. Chris przypatrywał się jej z niemałą uwagą. Mogła mieć około trzydziestu lat, tak przypuszczał. Nigdy nie był dobry w tego typu odgadywaniu wieku. Jakby nie spojrzeć, blondynka nie wyglądała staro, mimo że na jej twarzy pojawiło się kilka zmarszczek, szczególnie widocznych gdy się uśmiechała, a robiła to dosyć często.
Jako kierowca Loyeh spisywała się znakomicie. Nie dało się przyczepić do jej umiejętności prowadzenia pojazdu, choć styl jazdy miała zbyt brawurowy, można powiedzieć. Zdawać się mogło, że do serca wzięła sobie spot Land Rovera promujący model Discovery jako wyczynowego SUV-a, któremu nie straszne są żadne nierówności terenu. Ile to już zakrętów minęli, ile dziur płynnie pokonali – chłopak stracił rachubę. Usadowił się wygodnie na obitym jasną skórą siedzeniu. W zagłębieniu między podsufitką przy oknie a zagłówkiem ułożył głowę. Przymknął oczy, aby na chwilę odpocząć od nocnych wydarzeń. Nie minęło wiele czasu, kiedy zasnął i na dobre oderwał się od rzeczywistości.
– Wstawaj! Jesteśmy na miejscu.
Kiedy Chris się przebudził, na początku nie zwrócił uwagi na miejsce, w którym się znaleźli ani nawet na to, gdzie sam się znajdował. Z niewiadomego powodu czuł niewyobrażalne zmęczenie i nie było to spowodowane nocną tułaczką po lesie. To był zupełnie inny rodzaj znużenia. Taki, którego nigdy wcześniej nie doświadczył. Czuł się niemal tak, jakby coś wysysało z niego całą energię.
Podźwignął się i przeciągnął, leniwie ziewając. Dopiero w tamtej chwili, kiedy jego dłonie spotkały się z podsufitką, gdyż nie mógł ich podnieść wyżej, zorientował się, że nadal siedzi w aucie, a Lena stoi tuż obok niego w otwartych drzwiach wozu. Prowadzony ciekawością, wysiadł z samochodu, po czym wziął głęboki oddech, wdychając rześkie powietrze. Drobny żwir chrzęścił pod jego stopami, ale nie przejmował się niczym innym, tylko widokiem ogromnego domu przed sobą.
Częściowo obrośnięta zielono-czerwonym bluszczem frontowa elewacja zdradzała, że budynek nie należał do najmłodszych – w niektórych miejscach biały tynk odpadł, odsłaniając czerwone cegły, z jakich została wzniesiona willa. Szyby w oknach zmatowiały do tego stopnia, że patrząc z zewnątrz, miało się wrażenie, że za nimi w pomieszczeniu jest pełno dymu. Mylnie, jak się później okazało.
– Gdzie jesteśmy? – zapytał Warren. Obszedł samochód, by móc lepiej przyjrzeć się miejscu, do którego został przywieziony.
– Szczerze mówiąc, sama dokładnie nie wiem, gdzie konkretnie. Zachodnia Wirginia, jak sądzę. Z Nickiem przekroczyliśmy granicę Georgii, a z Lee jechaliśmy kolejnych kilkanaście godzin. Jakoś tak będzie… – podsumowała Lena, choć Christoph niewiele zdołał usłyszeć, kiedy do jego uszu dobiegał irytujący, piskliwy dźwięk, który skutecznie zagłuszał jej słowa.
Gdyby mógł to z czymś porównać, powiedziałby, że brzmiało podobnie do brzmienia wydawanego przez szpitalne machiny podtrzymujące życie pacjentów po poważnych operacjach. Choć zapewne byłoby to zestawienie dalekie od tego, co wdzierało się do jego uszu. Nie mógł skojarzyć odgłosu z żadnym innym dźwiękiem. Jednocześnie nie potrafił się skupić na niczym innym niż na tej jednej fonii, a im dłużej myślał, tym bardziej czuł, że to coś przejmowało kontrolę nad jego ciałem. Miał wrażenie, że wraz z tym niewyjaśnionym wcześniej uczuciem zmęczenia, drażniące brzmienie chciało doprowadzić go do jakiegoś końca. Przy czym koniec to jedyne trafne określenie, na jakie zdolny był wpaść, nim jego ciało bezwładnie osunęło się na ziemię.
Lena szybkim krokiem podeszła bliżej, starając się zbadać przyczynę omdlenia, ale zanim zdążyła zrobić cokolwiek, ktoś chwycił ją za ramiona i podniósł do pionu. Nie wyrywała się. Znała specyficzny zapach perfum, który poczuła. Wiedziała, że wszystko jest w należytym porządku.
– Aiden – wyszeptała, spoglądając w górę, na wyższego i dużo starszego od niej mężczyznę. Uśmiechał się szeroko, odsłaniając dwa rzędy idealnie równych białych zębów. Nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem, zamiast tego swoje intensywnie niebieskie oczy skierował na leżącego u swoich stóp Christopha.
– Nareszcie… – rzucił do siebie pod nosem, tak cicho, że nawet Lena nie była w stanie go usłyszeć, mimo iż stała tuż za nim.

(o)

Dziwne sny nawiedzały go na chwilę przed poznaniem Alexa i Leny, jednak ostatnimi czasy zaczęły one mocno przybierać na sile i częstotliwości. Czuł się tak, jakby śnił na jawie lub odwrotnie, wręcz… jakby wiele rzeczy, które działy się w jego głowie były realne. Niekiedy wiele trudności sprawiało mu oddzielanie sennych mar od rzeczywistości.
Na przykład w momencie kraksy samolotu. To musiało dziać się w jego głowie. Niemożliwym było, aby coś takiego mogło mieć miejsce paręset metrów nad ziemią i żeby wszyscy wyszli z tego cało. Nie mówiąc już o tym, że przecież po przebudzeniu dalej miał na sobie to samo ubranie, nietknięte. Rozmowa z Nicholasem? To najprawdopodobniej wytwór jego wyobraźni, jak zresztą wszystko, co stało się po wyjściu z klubu z dwójką nowych znajomych.
Zaczęło do niego docierać, że Tyler lub Brian mogli mu czegoś dosypać do piwa. Brian może nie, ale Tyler... Ten wydawał się mu podejrzany od dłuższego czasu. Szkoda, że Evler w ogóle tego nie dostrzegał, a nawet jeśli, to przymykał na to oko.
Dla Chrisa było jasne, że jak tylko zaśnie, po przebudzeniu będzie leżał we własnym łóżku z olbrzymim kacem. Wszystkie głupie sny to pewnie efekt jego uwielbienia do książek fantasy, azjatyckiego komiksu i anime. Musiał jednak przyznać, że niektóre z wydarzeń, których był świadkiem w swoich snach, potrafiły się ziścić w najmniej odpowiednim momencie. Wtedy nie opuszczało go to dziwne, nękające uczucie deja vu.
Kiedyś śnił mu się czarny pies. Zwierzę wszędzie za nim biegało, by w końcowej fazie snu przemienić się w chmurę dymu, który, kiedy zniknął, przeobraził noc w dzień. Następnego dnia, gdy poszedł do supermarketu, wbiegł za nim jakiś kundel, który nie dość, że narozrabiał, to jeszcze stanął za nim, kiedy pracownicy starali się go złapać. Chłopak musiał się sporo natłumaczyć, że to zwierzę wcale nie należało do niego. Pies, oczywiście był czarny.
Innym razem chodziło o miejsce. Śniło mu się, że był w nieznanym sobie mieście i mijał kilka charakterystycznych zabytków. Kilka dni potem wyszedł z Brianem do klubu country, chociaż dalej nie miał pojęcia jak doszło do tego, że dał się na to namówić. Po wejściu do lokalu i zamówieniu drinków, gdy usiedli przy jednym ze stolików, chłopak spostrzegł na ścianach kilka oprawionych zdjęć. Zainteresowały go dlatego, że miał wrażenie, iż już gdzieś widział coś podobnego. Fotografie przedstawiały miasto Nowy Jork od roku tysiąc osiemsetnego. Jak się okazało, wiele z uwiecznionych miejsc wyglądało identycznie z tymi, które mu się przyśniły. 
Zbiegi okoliczności? Nigdy w takowe nie wierzył, ale z czasem zaczął podchodzić do nich bardziej ufnie. Jakby nie patrzeć, lepiej było zaufać swojemu, nadzwyczaj rozwiniętemu fuksowi niż nadnaturalnym zdolnościom parapsychologicznym. W jego głowie obrazy ponownie zaczęły się mieszać. Nie wiedział, czy tylko on tak ma, czy może w taki właśnie sposób wyglądają sny u każdej osoby. To jakby zderzenie ze sobą bardzo wielu nacierających ze wszystkich stron wspomnień. Masa wszelakich przeżyć, których śniący niekoniecznie musiał być świadkiem. Wszystkie gnały z niewiarygodną prędkością, by spotkać się ze sobą w jednym miejscu. W przypadku Warrena tym miejscem była łąka. Żółta, sucha trawa, a nad nią niebo w kolorze indygo. I nic poza tym. Wspomnienia wyglądały jak postrzępione urywki materiałów niesionych wiatrem – wszystkie prowadzone w to samo miejsce.
Christoph stał na ziemi, kiedy nad jego głową tworzyła się ogromna, jarząca się jasnym światłem kula. Chłopak nie miał pojęcia, czy jest to kolejny początek czegoś nowego, czy może rozwój tego, co już znał. Nie potrafił tego kontrolować, a tworząca się nad nim osobliwość zaczęła rosnąć i zmieniać kształt. Raz był to wirujący okrąg, którego brzeg co rusz zbliżał się i oddalał od środka, więc mógł przypominać owalną płaszczyznę jak ciasto od pizzy, albo dziurawy w środku hula-hop. Innym razem przyjętą formą była elipsa. Niby kula, ale jak Ziemia, spłaszczona na biegunach. Jedynym, co było niezmienne, to wydobywający się z wewnątrz blask. Wszystko nagle nabrało rozpędu. Kształt wirował szybciej i szybciej, płachty wspomnień wlatywały do jego środka, rozpychając ściany koła, okręgu, elipsy. Gdy Christoph pomyślał, że dojdzie do eksplozji, nagle zrobiło się ciemno i zimno. Bardzo, bardzo zimno…

(o)

– Nie dziwi cię, dlaczego Aiden kazał go przetrzymać właśnie tutaj? – zapytał Alex. Nicholas nie odpowiedział, wzruszył ramionami i zacisnął żeliwne kajdany na nadgarstkach śpiącego Christopha.
– Mocniej ściągnij na jego nogach – pouczył kolegę, którego zadaniem było przymocowanie klamer do kostek chłopaka.
– Jak przycisnę mocniej, to mu stopy odpadną – odparował Alex. – Zresztą, co za różnica, i tak się stąd nie wydostanie, a nawet jeśli… Wątpię, by szybko chciało mu się wychodzić na zewnątrz.
Nick przewrócił oczami, kiedy zauważył, jak Alex z zimna pociera ramiona.
– Przestań się mazać. Zachowujesz się tak, jakbyś nigdy nie był w bunkrze. Szczególnie w tym. – Mężczyzna zaśmiał się, wspominając pewne wydarzenia z przeszłości.
– Właśnie o to chodzi… Byłem tutaj nie raz i nieszczególnie miło wspominam te przeżycia.
– Nie gadaj, że zaczęło ci zależeć na tym dzieciaku?
– Nie o to chodzi. Jestem ciekaw tego, co go łączy z Aidenem, i dlaczego nic mu się nie stało po kraksie. To chyba nic złego, że chciałbym to wiedzieć, prawda?
– Oczywiście, że nie. Niemniej jednak, to nie nasza sprawa. A po drugie, zapewne się wszystkiego dowiemy. Prędzej czy później wyjaśni się, dlaczego gówniarz jest taki ważny.
Alex skinął głową, przyznając kumplowi rację i oboje zaczęli się oddalać w kierunku wyjścia. Nicholas zastukał w żelbetonowe wrota, dając sygnał, że skończyli i chcą się wydostać.
– Powiedz mi raz jeszcze, dlaczego nie mogliśmy zostawić otwartych drzwi, bo nie ogarniam tego systemu?
– Gdybyś zostawił to przejście niezabezpieczone z jednej strony – mówiąc to, wskazał dłonią za siebie, na przykryty kamienną płyta otwór w ścianie, przez który weszli – to z drugiej prawdopodobnie coś zaczęłoby się walić. Taka konstrukcja, architekta nie oszukasz – zaśmiał się.
Rozmówcy chwilę zajęło pojęcie sensu dowcipu. Alex przypomniał sobie, że za projektem schronu stała Lee. Wszyscy wiedzieli, że Loyeh wolałaby żywcem pogrzebać się z wrogiem, niż się poddać bez walki. Tak... To miało sporo sensu.
Chwilę czekali, nim Lena po drugiej stronie zdołała choć uchylić ciężkie skrzydło. Oboje słuchali jej stękań, gdy siłowała się z ciężarem, ale nie mogli pomóc. Przejście zostało tak zaprojektowane, że część kamiennej płyty wchodziła w wydrążony otwór wejściowy i najpierw trzeba było ją podważyć i odchylić z zewnątrz, by można było ją później przesunąć. Kiedy dziewczynie w końcu udało się poruszyć skalną taflę, chłopcy w środku natychmiast złapali za jedną ze ścian i we trójkę przesunęli kamienisko na bok.
– Nie patrz tak, bo zrobi ci się smutno – rzucił Alex do Leny. I rzeczywiście, zmroził ją widok przygwożdżonego do ściany nastolatka. Z rozkazu Aidena na kończyny Chrisa zostały założone łańcuchy – tak ciężkie, że nie miał siły nawet ich utrzymać. Klęczał więc przy dużym głazie, do którego przytwierdzone były okowy. Wyglądał tak, jakby w ogóle się nie poruszał, jednak Lena dostrzegała jego delikatnie unoszące się i opadające ramiona, gdy łapał oddech.
– Nie wszyscy myślą tak jak ty – odparował Nick, śmiejąc się pod nosem, czym przypomniał mu ich krótką wymianę zdań sprzed kilkunastu minut.
– Nie o to chodzi… – odpowiedziała spokojnie.
– A o co? – zapytał Alex, który już zmierzał do wyjścia na świeże powietrze z nadzieją, że Nick poradzi sobie z ulokowaniem głazu na miejscu.
– Aiden wspominał, że chłopak ma tu siedzieć dopóki się nie obudzi, racja? – Jej koledzy zgodnie pokiwali głowami, jednak żaden z nich nie miał pojęcia do czego to zmierza. – Widzicie, barany, on już nie śpi…
Zarówno Alex, jak i Nick zerwali się i podeszli do otworu, by spojrzeć na to, co działo się wewnątrz schronu, który w istocie był sporej wielkości sztuczną jaskinią.
– Trzeba powiadomić szefa – powiedział Alex. – I to szybko… – dodał, gdy zdał sobie sprawę z tego, że słyszy niepokojąco szybkie bicie serca chłopaka.
– Zadzwonię do nich! – oznajmiła Lena, po czym wybiegła na zewnątrz, aby złapać zasięg w telefonie.
– Szybko poszło – rzucił Nick od niechcenia. – Niepotrzebnie się trudziliśmy. Idę zobaczyć, co z tym łosiem. Jakby co, powiedzcie Aidenowi, że wisi mi browar za całe to zamieszanie.

(o)

Ciemno, zimno, wilgotno, a do tego czuć było specyficzną woń stęchlizny. Tyle zdołał wydedukować Christoph po kilku minutach stania w miejscu i paru głębszych oddechach.
Nie wiedział, co gorsze – oddychanie nosem czy ustami. Odór był tak uporczywy, że ledwo znosił jego zapach, jednak gdy pomyślał, że kiedy oddychał ustami, to nabierał tego smrodu w płuca, zbierało mu się na wymioty.
Postanowił zaczerpywać powietrza jak najrzadziej. Szybko zdecydował, że nieoddychanie nie może być gorsze niż wąchanie odoru. Wziął głęboki oddech i prawie zachłysnął się powietrzem po tym, jak upadł na ziemię, przygnieciony jakimś niewyobrażalnym ciężarem.
Zakręciło mu się w głowie, gdy spróbował wstać, a raczej podźwignąć się z nieobeschłej gleby. Nie wiedział jakim cudem, ale udało mu się unieść, choć wciąż czuł spore obciążenie na barkach. Przez głowę przebiegła mu głupia myśl, że musiał przypominać kundla z jednego ze swoich snów – słabego, śmierdzącego, całego umorusanego błotem. Klęczał, słuchając szeleszczących odgłosów, które zaczęły kłębić się, wirować nad jego głową. Irytujący dźwięk, którego nie umiał zagłuszyć. Pragnął móc zasłonić dłońmi uszy, jednak obawiał się, że to, co wisiało nad nim, ponownie przygwoździ go do ziemi, kiedy tylko wyczuje, że jego ciało straciło oparcie. Jakby była to rozumna istota.
Hałas robił się nie do zniesienia i zbliżał do niego. Był coraz bliżej...

(o)

Nicholas był już zaledwie kilka metrów od Warrena, gdy to zobaczył. Oczy chłopaka, błyszczały... Nie, jarzyły się pomarańczowo-czerwoną poświatą. Usta wykrzywione w dziwnym grymasie. Długie, ostre zęby, którymi przekłuł sobie dolną wargę na wylot. Z jego ust spływały strużki krwi. 
Choć nigdy się z tym nie spotkał, podświadomość naprowadzała go na myśl, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Nie zdążył się odwrócić. Krzyk uwiązł mu w gardle. Rzucił niedbałe „uciekajcie”, kiedy ożywione konwulsjami ciało Christopha w jakiś sposób zdołało wytworzyć falę mocy, tak silną, że odrzuciła Nicka na kilkanaście metrów w tył. Nie tylko jego. Alex także oberwał, choć nie miał pojęcia, skąd nadeszło uderzenie. Walnął głową w ścianę i stracił przytomność.
Nicholas wiedział o łamiących się w jego ciele kościach, które nie wytrzymywały naporu energii uderzającej w niego z olbrzymią siłą. Przyszpilony falą mocy, nie był w stanie się poruszyć. Tępym wzrokiem obserwował płaty skóry, które odrywały się z jego rąk i rozsypywały w popiół. Wyglądało to tak, jakby stał naprzeciw miotacza ognia, którego płomienie zaczęły żywcem trawić jego ciało. Najgorsze było nieczucie. Powinien wyć z bólu, a jednak nie czuł nic. Lekką senność, ale widok nastolatka, który na jego oczach przemienił się w nieobliczalną bestię, budził go z letargu. Przez moment miał wrażenie, że słyszał jak potwór, który zagnieździł się w ciele Chrisa, przemówił do niego. Wyraźnie słyszał jego imię i żałował, że nikogo nie będzie mógł ostrzec. Gdy żar ustąpił, Nick upadł na ziemię, martwy.

4 komentarze:

  1. Zdecydowanie lepiej prowadzona narracja niz wczesniej. Podobały mi się dwie, równolegle prowadzone perspektywy tych samych wydarzeń. Byc moze poprzednie sny Chrisa były snami, ale z pewnością nie zwykłymi. A teraz to jest koszmar na jawie. Jego moc trzeba poskromić,bo wydaje się nie do pokonania nawet dla niezwykłych ludzi. Nie znaliśmy dobrze Nicka, ale i tak mu współczuję. Mam nadzieję, ze Aiden szybko przybędzie, aby coś na to wszytko zaradzić. Na końcu dodam, ze jednak=niemniej, a wiec używaj jednego z tych sformułowań naraz ;). Zapraszam na dalsza czesc rozdziału na Niezależności i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siła Chrisa nie wzięła się znikąd i jej poskromienie może być sprawą niezwykle trudną do ogarnięcia, a może i niemożliwą!
      Patrząc z perspektywy bractwa, będzie się działo, bo przecież nikt nie chce skończyć jak Nick, więc nie każdy podejmie się wyzwania resocjalizacji chłopaka.

      Uwierz mi na słowo, Aiden ma ważniejsze sprawy na głowie!

      Jeśli o Nicholasa chodzi. Ta postać została wprowadzona wyłącznie po to, by można było uśmiercić kogoś bez żalu. Początkowo zginąć miał rybak z jeziora, na którym rozkwasił się hydroplan, ale stwierdziłem, że pomysł z pilotem to lepsze rozwiązanie, bo jego śmierć zwiąże ze sobą dwa ważne wątki (o tym później). Niemniej i jego (Nicka) ofiara nie pójdzie na marne, bo, jak wspomniałem, moc jaką uwolnił Chris nie jest byle czym i to coś jeszcze zdąży napsuć wszystkim krwi.


      Wyrażenie "Niemniej jednak" jest dopuszczalne w użyciu. Więcej o tym, jeśliś ciekawa, opowie ci prof. Bańko -> http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/b-niemniej-b-jednak;6330.html :)

      Twój rozdział już przeczytałem, zbieram się powoli na komentarz :D

      Usuń
    2. OK, to brzmi zagadkowo :p sam Chris pewnie bedzie mial nawet problemy?
      To okrutne - wykorzystanie icka :D no, ale czasem chyba tak trzeba.
      Wow, zdziwiło mnie, że to nie błąd, myślałam, ze skoro "niemniej"="jednak", no to musi być to pleonazm, a tu tajka niespodzianka. Bardzo dziękuję za link :)
      a kiedy planujesz dodać tutaj nowość?:)
      Zapraszam na świeżo dodaną nowośc na Niezależnośc i życzę wesolych świąt

      Usuń
    3. Nowość jest już prawie gotowa, ale wcześniej opublikuję drugi rozdział na "Greeneyed Lion", którą już ukończyłem i zastanawiam się, czy publikować, czy może wysłać becie...
      Tutaj postaram się wrzucić coś do końca miesiąca :)

      Usuń