C1R7

„Figlarny”


Najważniejsze, że mam obie sprawne ręce.
Tę i ciebie.

– A –


Christoph nigdy nie czuł się tak wyczerpany i jego zmęczenie nie polegało wyłącznie na fizycznym braku sił. Dziwne uczucie ciężkości w głowie, którego nie umiał zdefiniować, nie opuszczało go ani na moment. Podobnie jak wrażenie, że przy każdym głębszym wdechu, jego klatka piersiowa się zapada bardziej, niż kiedy wypuszczał powietrze z płuc. Czuł się, jakby tonął w lawie. Tak, dokładnie w taki sposób mógłby to określić – jakby cholernie gorąca i gęsta masa szturmem wdzierała się do jego wnętrzności, uniemożliwiając zaczerpniecie chłodniejszego powietrza.
Kiedy się obudził, do końca nie był świadomy tego, co się z nim działo, nim trafił do łóżka. W głowie miał jedynie urywki rozmów i niepasujące do siebie strzępki wspomnień. Brakowało mu energii nawet na to, by zacząć się skarżyć, co miał w niechlubnym zwyczaju. Zdawał sobie sprawę z tego, że rozwiązania problemów nie będą mu podstawiane pod nos przez całe życie, jednak nie potrafił zrezygnować z takiego luksusu. Ale tym razem, jak by nie ciskał przekleństwami, jak by nie stękał z bezsilności, żadna pomoc nie miała nadejść. Musiał to, z czymkolwiek miało mu przyjść się zmierzyć, przełknąć samodzielnie.
Raz jeszcze przeanalizował to, jak w ogóle doszło do tego, że znalazł się wśród grupy kompletnie obcych mu ludzi, którzy od momentu poznania zapierali się, że zdołają mu pomóc. No, okay, niech im będzie, niech pomagają, tylko w czym? Zamknął oczy, chcąc przypomnieć sobie cokolwiek i już nawet nie chodziło o ostatnie przeżycia. Chciał nakreślić sobie całokształt wydarzeń, które doprowadziły go do miejsca, w którym się aktualnie znajdował, a którego nie do końca pojmował. To był też pierwszy raz od dłuższego czasu, kiedy pomyślał o rodzicach. starzy, prawdopodobnie dalej żyli w przeświadczeniu, że ich syn wyjechał na jakiś obóz lub cokolwiek podobnego – w zależności od tego, co wepchnął w ich umysły ten, kto zajął się ich sprawą. Oczywiście, jak na złość, nie przypominał sobie, kto się miał tym zająć. Z rozgoryczeniem odkrył, że moment wyjścia z klubu, w którym był z Brianem, a potem chwila nad jeziorem przed przyjazdem Lee i jazda samochodem po lesie, podczas której poobijał swoje ciało ze wszystkich stron, to ostatnie z tego, co zapamiętał. Poza tym... pustka.
Chłopak miał nadzieję, że Alex i Lena pomogą mu zrozumieć cokolwiek. Prędzej czy później, ktoś musiał mu powiedzieć, w czym rzecz, a z tą dwójką trzymał się najbardziej, jeśli można było to tak nazwać. Ułożył wygodnie głowę na poduszce, mając przeczucie, że jak nie zrobi tego sam z siebie, to prędzej czy później odleci do krainy snów, zapominając wszystko to, co zdążył przeanalizować. Niewiele tego było, ale wolał zachować tych kilka ostatków świadomości dla siebie. 
Zaledwie kilka minut zajęło mu zapadnięcie w powtórny sen. Z oddali docierały do niego jeszcze stłumione rozmowy, których nie dawał rady z niczym powiązać i szybko o nich zapominał. Zamiast tego, przez pewien czas w jego myślach pojawiało pewien obraz… Wyobrażał sobie siebie samego, który jak szmaciana kukła upada na ziemię, wymiotując pieniącą się krew. Jakby w efekcie różnorakich procesów chemicznych dochodziło do eksplozji komórek w jego ciele. Jakby organizm samoczynnie niszczył się od środka. Nie miał pewności, czy to było prawdziwe wspomnienie, czy kolejne urojenie podsyłane przez jego wyobraźnię. Tym razem było w tym coś więcej, przez co nie potrafił oprzeć się wrażeniu, iż to mogło się wydarzyć naprawdę. Co więcej, całą te sytuację widział w taki sposób, jakby wyszedł z ciała i oglądał wszystko z boku. W pewnej chwili odkrył, że ból, jaki rozchodził się po jego ciele, minął, ale jego mięśnie nie były jeszcze gotowe do tego, by zacząć pracować. Naprawdę był zmęczony.
Łóżko wykonane ze zbitych ze sobą drewnianych bali miało przyjemną korzenną woń. Czując jego zapach, nie trudno było Chrisowi wyobrazić sobie las, szum liści, który go uspokajał. Z kolei chłód bijący od świeżej pościeli koił wszelkie dolegliwości… Śnił, że unosi się gdzieś wysoko w powietrzu. W chmurach? Białe puszyste obłoki wokół niego? To możliwe, bo nagle wpadł w niezwykle błogi nastrój. Spokój wydawał się tak relaksujący, że jedyne czego pragnął to zatrzymać go dla siebie na jak najdłużej. Kiedy ponownie podniósł powieki, czuł, jakby te były wykute z żelaza. Z trudem unosił je do góry, a one ciężko opadały z powrotem na twarz. Jego organizm dawał mu jasno do zrozumienia, że to jeszcze nie właściwa pora, by mógł wstać. Warren podparł na łokciach i starał usiąść, co uniemożliwił mu ponowny ucisk w klatce piersiowej.
– Lepiej ci już? – Usłyszał miły dla ucha, zdecydowanie nieznajomy głos. Zamrugał kilkukrotnie, starając się przyzwyczaić wzrok do otoczenia.
– Kto ty? – zapytał ochryple, nie dbając o właściwszy dobór słów.
Czarnowłosy mężczyzna spoglądał na niego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Christoph nie wyczytał z niej żadnych emocji, a wwiercająca się w niego para oczu sprawiała, że nagle poczuł się bardzo niekomfortowo w swoim ciele.
– Nazywam się Kōra. Jestem przyjacielem Loyeh. Powiedzmy, że jestem… – zastanowił się, chcąc ostrożnie wybrać i nadać sobie tytuł – Powiedzmy, że jestem nowy – zdradził w końcu, ale wpół przebudzonemu, niezwykle sfatygowanemu nastolatkowi i tak niewiele pomagało to zrozumieć.
– Jak to nowy?  – Chłopak odchrząknął, chcąc pozbyć się chrypy. –  O co chodzi?
Christoph ostrożnie zsunął nogi z materaca i oparł bose stopy o zimne, ciemne panele podłogowe. Kołdra zsunęła się z jego ciała i wtedy też zorientował się, że poza bielizną nie miał na sobie żadnego innego ubrania. Przyjrzał się swojemu ciału. Wyglądało dziwnie. Fakt, nigdy nie miał postury atlety, jednak odniósł wrażenie, że jest chudszy niż kiedykolwiek, choć to może nie było najwłaściwsze określenie. Chodziło o to, że wyglądał tak, jakby się głodził przez dłuższy czas. Szarawa skóra miejscami wydawała się być tak cienka, że wystarczyłoby rozciągnąć ją między palcami, by się rozerwała pośrodku. Nowo poznany typ przyglądał mu się z zainteresowaniem, co nie uszło jego uwadze.
– Nie podnoś się, jesteś za słaby – powiedział Kōra, widząc, że Chris przymierzał się do tego, by wstać. – Potrafisz regenerować swoje ciało, ale niedostatecznie szybko, by pokonać wirus. To ciekawe…
– O czym ty... – zawahał się. Przełknął ślinę, mając nadzieję, że to pomoże mu w walce z suchym językiem, którym ledwo poruszał… – O czym ty mówisz, jaki wirus? – zapytał ponownie.
– Spokojnie, nie jesteś chory. Wirusami nazywam nieszkodliwe demony – rzucił Kōra  w taki sposób, jakby w istocie było to coś nieistotnego. Mężczyzna w porę zauważył, że to, co mówił nie do końca trafiało do jego rozmówcy. – Masz w sobie coś, co daje ci dużą moc – zaczął wyjaśniając – ale demon opuścił już twoje ciało, szukając nowego, lepszego nosiciela. Kogoś silniejszego, kto potrafiłby znieść przeciążenie wywołane nagromadzeniem dużej ilości energii, a jednocześnie na tyle słabego psychicznie, by móc przejąć nad nim kontrolę – dopowiedział.
– Co to znaczy?
– Tego właśnie chcę się dowiedzieć. Ostatecznie przejęcie się nie udało. Aiden doskonale wiedział, co robił, gdy umieścił cię w jaskini. Cieszcie się, że macie w swojej rodzince wyszkolonego ōkami, który zdołał wszystko przewidzieć. Wilki mają nosa do niebezpieczeństw.
Christoph zorientował się, że Kōra z pewnością myślał o nim, kiedy mówił o niebezpieczeństwie, jednak w dalszym ciągu niewiele był w stanie z tego zrozumieć. Czuł się tak, jakby ktoś właśnie streszczał mu najlepsze fragmenty z życia, którego nie przeżył.
– Słuchaj no, Kōra – zaczął Warren, siadając na krańcu materaca. – Przyzwyczaiłem się do tego, że tutaj nikt mi nic nie mówi, więc skoro jesteś nowy, może zechciałbyś mi wytłumaczyć to i owo – rzucił oschle i z wymuszonym uśmiechem. Rozmówca w ogóle nie przejął się jego tonem, co więcej, odwdzięczył się podobnym, nienaturalnie wyglądającym grymasem.
– Jesteś naprawdę kimś, Christophie Warrenie. Powiem Lee, żeby miała na ciebie oko – dodał Kōra, wstając z krzesła. Podszedł do łóżka i położył siedzącemu na nim chłopakowi dłoń na barku. – Mówiłem, żebyś nie wstawał. Śpij… – przemawiał spokojnym, kojącym głosem, a Chris, nie wiedzieć jakim sposobem, nagle poczuł się niezwykle zmęczony. Mięśnie w jego ciele wiotczały i nie mógł nic na to poradzić, kiedy podświadomie jego ciało ponownie układało się do snu.
– Ja… Nie chcę… – Brakowało mu słów, by zanegować to, co się z nim działo.
– Ci… Ja wiem, że nie chcesz krzywdzić. Ty nie, ale on tak. Dlatego musisz nabrać sił, bo tylko ty będziesz mógł się temu przeciwstawić, rozumiesz? – wyszeptał Kōra do ucha Chrisa, który wyjątkowo dobrze słyszał te słowa. – Teraz może trochę zaboleć – zapowiedział nowy i przesunął swoją dłoń z ramienia chłopaka na jego klatkę piersiową, po czym nakreślił na jego skórze wzór przypominający słońce. Okrąg, z którego wnętrza rozchodziło się kilka pofalowanych promieni, a na każdym pojawił się znak przypominający połączone ze sobą litery H, O i M. Kiedy skończył rysować, skupiony spojrzał na ciało Warrena, którym wstrząsnął dreszcz. Jeden, drugi, słabszy, mocniejszy… Po chwili wszystko ustało, a śpiący chłopak rozluźnił się.
Kōra obszedł łóżko dookoła, przyglądając się odpoczywającemu nastolatkowi. Wiedział, że ten tak naprawdę nie spał, a zapadł w coś, co nazwać można było stanem pośrednim między snem, a życiem realnym. Zbierał siły, pozostając czujnym. Było to potrzebne o tyle, że we śnie człowiek stawał się najbardziej bezbronny, a mężczyzna przeczuwał, że sny Christopha nie należały do najprzyjemniejszych. Nie pierwszy raz spotykał się z opętanymi dzieciakami, więc wiedział, jak sobie z nimi radzić. Niemniej jednak, coś nie dawało mu spokoju. Pieczęć, którą przed chwilą wszczepił miała pomóc nosicielowi pokonać demona, który osiedlił się w jego ciele. Wszystko przebiegło po jego myśli, o ile był to dobry znak dla Chrisa, który nie musiał się martwić o to, że coś tkwiło w jego wnętrzu, o tyle Korze wydało się to zbyt proste. Chodziło w końcu o potężnego ducha, który po wydostaniu się z ciała nastolatka zmienił w popiół dorosłego mężczyznę. Jeżeli Nicholas nie dał sobie z tym rady, a w świecie yōkai nic nie ginęło bez przyczyny, z czego Kōra doskonale zdawał sobie sprawę, jak to możliwe, że ta mroczna moc się uspokoiła? Taka energia musiała znaleźć dla siebie jakieś ujście.  Pytanie było jedno, jakie?

(o)

– Wołają cię do siebie – powiedziała stojąca we framudze Lena.
Mężczyzna odwrócił się w stronę wyjścia i bez słowa opuścił pomieszczenie. Brunetka została wewnątrz. Nie potrafiła wyjaśnić źródła swoich emocji, ale w obecności przyjaciela Lee czuła się dość nieswojo. Wolała uniknąć przebywania z nim w tym samym pomieszczeniu, dlatego sama zaproponowała, że wyręczy Loyeh w ściągnięciu go z piętra. Zamknęła za nim drzwi i podeszła do łóżka, na którym leżał Christoph. Przez moment przypatrywała się śpiącemu chłopakowi. Mrużyła oczy, jakby tym sposobem mogła dostrzec coś więcej. Śnił, co wywnioskowała, patrząc na jego ruszające się pod powiekami oczy. Obracał gałkami na wszystkie strony, więc jego sen musiał być bardzo intensywny. Zastanawiała się, na czym się tak skupiał i co takiego Kōra miał z tym wspólnego. Pewne było, że oboje po coś zostali sprowadzeni, jednak na razie nikt nie podzielił się z nią informacją, o co chodziło. 
Lena podsłuchała rozmowę Aidena i Lee, podczas której dość często padały imiona Chrisa i Kory i, o ile wiedziała o kogo chodzi w pierwszym przypadku, z tym drugim miała niezłą zagwozdkę. Od razu poczuła dziwny przepływ potężnej energii, kiedy tylko nowy pojawił się w progu domu. Może to śmieszne, ale w jego towarzystwie, Lena  czuła się dziwnie malutka, niezdarna, a nawet zbędna. Emanowało od niego coś takiego, co podjudzało jej wyobraźnię. Mężczyzna wydał się jej zbyt tajemniczy, by mogła mu zaufać, ot tak. Jednocześnie,z łatwością potrafiła wyczuć jego siłę. Zachowywał się niezwykle dystyngowanie, a jednak miała przeczucie, że kryje się za tym coś jeszcze… Nie umiała tego nazwać, bo z czymś takim, dotychczas nie miała jeszcze do czynienia.

(o)

Lena zamknęła oczy, zatapiając się we wspomnieniach, a kiedy ponownie podniosła powieki, oczami wyobraźni widziała wieś, w której się wychowywała. Zielone lasy i żółtawe łąki suchych traw. Wydawało jej się, że słyszała porykiwania psów na drodze i rżenie koni, które biegały po pastwisku. Widziała piękny obraz, na którego wspomnienie uśmiechała się mimowolnie. Jej myśli szybko spochmurniały, gdy zdała sobie sprawę z tego, że rok później, licząc od tego wspomnienia, do życia weszła pierwsza z wielu antyżydowskich ustaw, które zmieniły jej życie na zawsze.
Choć z zewnątrz wyglądała niepozornie, było to tylko złudzeniem. Od czasu wybudzenia neko minęło kilkadziesiąt lat, podczas których jej wygląd zewnętrzny niewiele się zmienił. Dar będący jednocześnie przekleństwem pozwolił jej przeżyć w czasach, które nikogo nie oszczędzały. Kiedy inni nękani różnorakimi dolegliwościami umierali na jej oczach, ona cieszyła się ponadprzeciętnym zdrowiem. Nigdy nie chorowała, wszelkie zranienia goiły się, nie pozostawiając po sobie ani śladu. 
Gen yōkai uaktywnia się u każdego inaczej i w innym terminie. Zazwyczaj jest to równoczesne z dojrzewaniem organizmu, jednak sytuacja w jakiej znalazła się małoletnia dziewczynka z żydowskiej rodziny w czasach wojennej okupacji, skutecznie wymusiła, by demon ujawnił się wcześniej. Coś takiego pozostawić musiało po sobie pewne ślady… Elana zyskała umiejętności, których z początku nie rozumiała, jednak nie było w jej życiu nikogo, kogo mogła zapytać o cokolwiek. Darem, który w przyszłości okazał się być jej najcenniejszym, stała się możliwość hamowania procesów biologicznych w swoim ciele. Neko rósł zdecydowanie wolniej, na dłużej zachowując witalność. Zamknięty w ciele dziecka, karmił je swoją energią, dzieląc się siłą, sprawnością i sprytem.
Adela Helena Kraftluss urodzona 27 września w roku 1930 miała pięć lat, kiedy Parlament Rzeszy Niemieckiej wprowadził pierwsze obostrzenia względem ras innych niż Aryjczycy. Ustawy Norymberskie bardzo mocno wpłynęły na życie każdego z członków jej rodziny, jednak, co było dla niej zaskakujące, nieznacząco oddziaływały na nią samą. Matka zwykła powtarzać, że to ze względu na jej nieżydowską aparycję. Podobnie miała się sprawa z ludźmi, których mijała w drodze do szkoły. Większość uważała ją za rodowitą mieszkankę Niemiec. Dziewczynka, której życie wywróciło się nagle do góry nogami, nie bardzo rozumiała, co ma o wszystkim sądzić. Mieszkała w tym samym kraju, co oni, mówiła w tym samym języku. Nie różniła się od większości rówieśników.
Kiedy nazistowskie kampanie zaostrzyły się, stało się dla niej jasne, że świat nie jest wcale taki piękny, a życie beztroskie, jak się jej od początku wydawało. Musiała szybko rosnąć, by dawać sobie radę. Elaną Collins stała się niedługo po opuszczeniu kraju. Nie wiedziała, jakim cudem, jednak przeżyła wśród chorób, głodu i zimna, podczas gdy dużo starsi i silniejsi od niej padali jak muchy. Nie trapiły jej ani tyfus, ani gruźlica, które po kolei odbierały jej rodzinę. Jakoś się jej udało. Jakoś przeżyła...

10 komentarzy:

  1. drugi fragment właściwie jest bardzo podobny do tego, co już kiedyś czytałam, choć lepsze jest wprowadzenie i chyba dobrze też, że pojawiło się już teraz ;) Lena jest przez to co prawda mniej tajemnicza, ale i tak nadrabiasz "stratę" postacią Kory. Coś mi sie wydaje,że demon Chrisa jets bardzo potężny nawet w mniemaniu tych, którzy się na tym znają. Ale chyba nie minęło od wypadku zbyt dużo czasu? Pytam, bo zdziwiła mnie uwaga Warrena, że "nikt mu nic nie tłumaczy". PS Mam nadzieję, że przeziębienie szybko Ci minie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam nadzieję, że minie... W środę muszę zdać projekt z angielskiego, którego jeszcze nie mam skończonego. Dobrze, że chociaż zacząłem. Fakt, zasmarkałem cały ekran, prawie się wykrwawiłem (Dzięki, Ciśnienie!), ale jakoś się udało ulepić podstawy :)

      Pewnie już wcześniej gdzieś wspominałem, że plan był taki, by połączyć nową wersję opowiadania z poprzednią. Ja sobie przypomniałem o tym stosunkowo niedawno XD Ale teraz będzie tego więcej. Zapewne w bardziej zmienionej formie, bo nie wszystkie informacje będą się pokrywały.

      Kōra z kolei to materiał na moją ulubioną postać. Będzie go więcej, szczególnie w połączeniu z Alexem, który podświadomie już go nie trawi xD Chris natomiast... Na dobrą sprawę nie wie nic o bractwie. Informacje, które przedstawili mu Alex i Lee to takie "błędne koło" - niby coś się ze sobą łączy, ale ostatecznie niewiele z tego da się zrozumieć dla człowieka nie będącego w temacie. Niemniej, zanim zakończy się pierwsza część tego opowiadania, mam nadzieję rozwikłać nieco zagadek, choć większość z nich swojego rozwiązania dostąpi dopiero w drugiej części :)

      Wybacz, że jeszcze nie ogarnąłem twojego rozdziału, ale ledwo żyję, serio...

      Usuń
  2. Meczy mnie zmiana narratorow. Co jakis czas piszesz z punktu widzenia Christopha, potem z Alexa albo Leny...
    Takie przeskakiwanie troche mnie dezorientuje.
    Poza tym mam wrazenie, ze piszesz kilka chwil przez pare ostatnich rozdzialow. Mam na mysli, ze akcje od zabicia przez Chrisa tamtego faceta opisujesz bardzo dlugo; jest duzo mysli prawie kazdego z bohaterow opowiadania. Akcja plynie za wolno. Przydalby sie jakis dodatkowy kop, np. spotkanie wszystkich postaci i ich rozmowa, zeby czytelnik mogl zrozumiec o co w tym wszystkim chodzi i pozbierac wszystkie informacje do kupy.
    Pozdrawiam, Carmille
    PS: Podoba mi sie szablon. Jest nastrojowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś pierwszą osobą, która zwracałaby mi na uwagę na narrację i, szczerze mówiąc, nie wiem, jak się do tego odnieść. Wydawało mi się, że podczas pisania o jakiejś z postaci, przykładałem się do tego, by pokazać o kim mowa.
      Narrator jest jeden, wszechwiedzący (w prologu pojawiła się pierwszoosobowa wstawka), choć skupia się on na wielu postaciach. Stąd zapewne wrażenie przeciągania fabuły. Niemniej, zależy mi na pokazaniu różnych perspektyw odnośnie tych samych sytuacji.

      Odnośnie tego kopa - wydaje mi się, że pojawienie się Kory nim jest. Nie wiem czy udało mi się to przekazać, ale to, co działo się w powyższym rozdziale, jest elementem poprzedniego - w sensie: to co się wydarzyło w tym, jednocześnie wydarzyło się w poprzednim, ale zostało ujęte z innej perspektywy. Pojawienie się Alexa w salonie, gdzie jego koledzy naradzali się m.in. w sprawie Nicka, miało być elementem, który połączyłby obie relacje. Popracuję nad tym, by zgrać to w bardziej przejrzysty sposób, bo w istocie, mogłem tu przedobrzyć...


      Odpozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Źle to ujęłam. Chodziło mi właśnie o to, że zbyt dużo jest, moim zdaniem, punktów widzenia bohaterów ;) Myślę, że (jeżeli rzeczywiście) Chris jest głównym bohaterem, to powinno być trochę więcej jego myśli i uczuć.
      Może fabuła wyklaruje mi się w następnych rozdziałach ;3
      Wyczekuję tak zwanego 'kopa' :D
      Carmille

      Usuń

    3. Carmille Liberty22 stycznia 2017 07:00
      Dopiero teraz zorientowałam się, że Kōra to tamten facet, co przyszedł do Chrisa.
      Wciąż mam jednak nadzieję, na (choć niewielkie) wyprostowanie fabuły c:
      Jak juz wspomniałam wyżej, jakąś rozmowę czy kłótnię czy cokolwiek :D

      Usuń
    4. Chyba mogę określić to mianem mojego stylu — lubię tworzyć wielowarstwowe postacie, z których każda ma coś do powiedzenia i w tej kwestii, myślę, iż będę się tego trzymać.

      Przejrzałem pobieżnie rozdziały po twoim komentarzu i dotarło do mnie coś, na co nie zwracałem wcześniej uwagi... czas akcji. Nigdzie nie ująłem, kiedy co się dzieje, a to dość istotna kwestia, która wymaga poprawy. Ma się wrażenie, że Chris w domu bractwa jest już jakiś czas, a tak naprawdę znajduje się tam 2-3 dni... czego nigdzie nie ująłem i pewnie wpływa to też na odbiór opowiadania – wrażenie rozciągania fabuły w czasie.

      Jeśli o oczekiwanego kopa chodzi... Na Chrisa, Alexa i resztę czekać będzie więcej pytań bez odpowiedzi niż odpowiedzi na wcześniej zadane pytania XD
      Jak wspomniałem powyżej (w odpowiedzi do komentarza Condawiramurs) większość zagadek rozwiąże się dopiero w drugiej części, choć nie znaczy to, że końcówka tej będzie cierpieć z brak emocji, że tak to ujmę ;)
      Postaram się tez mocniej akcentować czas i barwniej nakreślić tło, bo to wymaga tez poprawy.

      Dziękuję za opinie!

      Usuń
  3. O matko, takie zaległości! :O Trzeba dodrukować rozdział... (i dokupić kartki).
    Mam ambitny plan napisać obszerne komcie do wszystkich rozdziałów Bractwa. Trzymaj kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż się boje tej twojej ambicji, szczerze ci powiem :P Ale śmiało. A nuż, okaże się, że wcale nie ma tragedii haha

      Usuń